piątek, 20 czerwca 2014

#5 Wszystkie drogi prowadzą do... życia.



***


    Robisz błąd. Poważny błąd. 
   Myśli aż skwierczały mi w głowie, że nie powinnam stąd uciekać. Ale musiałam. Musiałam uciec, aby uratować swoje życie, którego właściwie nie miałam. Oddychałam, co najbardziej się dla mnie liczyło. A życie towarzyskie i prywatne? O tym mogłam zapomnieć... Aż do końca swoich dni. 
    Po paru godzinach, gdy już wiatr odgonił ciężkie chmury i wyjrzało słońce, w końcu wyszłam ze swej kryjówki w krzakach i skierowałam się do swojego domu, stąpając cicho po podmokłym terenie. Musiałam mieć oczy dookoła głowy, aby nie zaskoczyli mnie agenci z S.S.O.A. Ptaki ćwierkały nad moją głową i raz po razie przelatywały przede mną, przecinając mi drogę. Powietrze po deszczu napełniło moje płuca i czułam się błogo, jednak w żyłach nadal płynęła mi adrenalina.
    Nie mogłam uwierzyć, że Lucas stał się szpiegiem i chciał mojej śmierci. Nie wyglądał na zabójcę i z tego, co widziałam, nie nosił nawet przy sobie żadnej broni. Do diabła! Przecież był tylko przystojniakiem, który chciał ze mną rozmawiać. I... nie dopytywał się o moje życie. A przecież, chociaż byłam uważna i tak, czy siak miałam przy sobie jakąś spluwę, mógł mnie zaatakować wcześniej, gdy tylko byliśmy sami. A on? Nic nie robił...
   Ciekawił mnie najbardziej jeden fakt: czemu, gdy miał możliwość zabicia mnie nawet przy tym, jak go niedawno spotkałam na ścieżce, nawet za mną nie pobiegł? Nie schwytał mnie, tylko wołał, a jego głos do tej pory echem odbijał się w mojej głowie. 
    Nie ważne. Skończony temat. Musiałam teraz tylko biec uważnie do domu, spakować swoje rzeczy i odpalić jaguara, żeby wyjechać z mojej kryjówki i pojechać do drugiej...
_________________________________________________________________________________

Pół roku później

    Serce waliło mi jak oszalałe i wyłączyłam system, schodząc cała spocona z bieżni. W głowie tętnił mi wysiłek, a ból w łydkach dał o sobie znać. W tle rozbrzmiewała ostra muzyka, której za bardzo nie lubiłam, ale musiałam do niej przywyknąć. Cóż, w większości sytuacji, takich jak ta, po prostu zabierałam ze sobą mp3 z własną playlistą.
    Właśnie ściągałam z uszu słuchawki i kierowałam się w stronę blatu z suchymi ręcznikami, kiedy usłyszałam za sobą głos Alana.
    - Andrea! - krzyknął trener, z uśmiechem podążając w moją stronę. - Już skończyłaś?
    Sięgnął ręką po czysty kawałek materiału i mi go podał.
    Uśmiechnęłam się delikatnie, ale w myślach zaczęłam przeklinać tego osobnika. Już każdy wiedział, że ten mężczyzna na mnie leci. Za każdym razem, gdy tylko wpadałam w tygodniu na siłownię, on zjawiał się obok mnie. Dzisiaj myślałam, że miałam szczęście, bo się dowiedziałam od recepcjonistki, że poszedł na jakiś kurs. Jak widać, długo on nie trwał... 
    - Tak. Już wystarczająco się napociłam - rzekłam, zaszczycając go leniwym uśmiechem. Miałam nadzieję, że ten mięśniak zaraz zawróci i zajmie się sobą, jednak wystarczająco go znałam. Przebywałam w tym miejscu od trzech miesięcy, trzy razy w tygodniu. 
    - To co powiesz na... koktajl niskokaloryczny? - zaproponował, a ja już chciałam roześmiać się, jednak w ostatniej chwili ugryzłam się w język. - W naszym barze serwują naprawdę dobre koktajle z glonów.
    Na jego słowa powstrzymałam odruchy wymiotne i jak najbardziej miło pokręciłam głową.
   - Wybacz, ale wpadam z rana na siłownie, bo popołudniami jestem strasznie zajęta. Zawsze - zaznaczyłam i wzruszyłam ramionami, robiąc zasmuconą minę.
   Jakby mnie obchodziły jego uczucia... Ale cóż. Nie chciałam naginać swojego dobrego imienia, które notabene, po ostatnim incydencie, musiałam ponownie zmienić. Zmieniłam od początku wszystko, począwszy od nazwiska i wieku, aż po dokumenty i wygląd. Teraz miałam długie, czarne włosy, a moje soczewki były koloru zielonego. Przez to, że przez ostatnie miesiące starałam się dużo chodzić w miejscach publicznych, nabrałam trochę koloru na twarzy i teraz, przede wszystkim po dzisiejszym wysiłku fizycznym, moje policzki zapłonęły w rumieńcu.
    Mam nadzieję, że Alan tego opacznie nie zrozumie.
   - Rozumiem... - zaczął i uśmiechnął się szeroko, ukazując rząd białych zębów. - Ale mam nadzieję, że kiedyś znajdziesz czas i poznamy się lepiej.
   - Też mam taką cichą nadzieję - skłamałam i mrugnęłam do niego, przewieszając ręcznik wokół szyi. Po chwili odeszłam bez słowa w kierunku damskiej szatni.
    Co racja, siłownia również posiadała prysznice dla klientów, jednak nigdy z nich nie korzystałam, bo bałam się, że ludzie zobaczą moje blizny po walkach i zaczną o nie wypytywać. Zakolegowałam się z innymi pracownicami oraz ze stałymi dziewczynami, które trenowały w tym miejscu, jednak nigdy nie spotkaliśmy się poza tym budynkiem, choć nalegały.
    Od pół roku żyłam inaczej, niż przez ostatnie dwa lata. Stwierdziłam, że jeśli tak łatwo mnie wytropili na odludziu, musiałam zmienić swoje życie i stać na widoku tak, aby mnie nie znaleźli. Na pewno przypuszczali, że znowu się gdzieś ukryłam, więc pojechałam do Nowego Jorku i tam rozpoczęłam moją nową historię. Oczywiście, miałam ograniczenia i musiałam uważać na przykład na różne media, ale już nie spacerowałam tylko raz w tygodniu po lesie, tylko codziennie wychodziłam z mojego wynajętego mieszkania i chodziłam po ulicach miasta, często zachodząc do kin, czy sklepów.
  Nie tracąc czas na przebranie się, pod zlewem przemyłam szybko pachy i wyszłam z siłowni z przewieszoną przez ramię torbą.
    Na zewnątrz powietrze było rześkie, choć spaliny od samochodów dały o sobie znać. Musiałam przyznać, że jeśli przyzwyczaisz się do tego smrodu, całkiem dobrze żyje się w mieście, gdzie ludzie taranują siebie nawzajem, a o złapaniu taksówki można było zapomnieć.
     Wciąż wracałam myślami do czasów, gdy zostałam zdradzona przez Lucasa. Czułam ból w sercu na myśl, że aż tak bardzo zaufałam osobie, która stała się zabójcą na zlecenie. Co fakt, nie złapał mnie i nawet - ku mojemu zdziwieniu - nie próbował, lecz nadal miałam przed oczami jego zdezorientowaną minę, gdy uciekałam przed dwoma innymi mężczyznami w czarnym ubraniu. A może on nie był z S.S.O.A.?
    Nie. Musiał nim być. Wszystko na to wskazywało. Może i nie był specjalistą, lecz na pewno wtyczką, przez którą ludzie z firmy dowiedzieli się o moim pobycie.
    Wyjęłam z torby słuchawki i włączyłam nową piosenkę na mp3, którą zakupiłam całkiem niedawno na pchlim targu. Luck Baggers zaczął swoim nietypowym i bardzo seksownym głosem wdzierać się do mojego serca, aż poczułam, jak moje usta samoistnie wyginają się w uśmiechu. Bardzo lubiłam jego stare, jak i nowe kawałki, które za każdym razem wprawiały mnie w dobry nastrój.
    W końcu, gdy dotarłam do swojego średniej wielkości mieszkania, zakluczyłam drzwi i odstawiłam z hukiem torbę na ziemię. Podchodząc do wielkich okien, które sięgały aż po sam sufit, wyjrzałam na zewnątrz, widząc wiele ludzi, którzy natarczywie trącali innych przechodnich, śpiesząc się do pracy.
   Od pół roku tak wyglądał mniej więcej każdy mój dzień. Nic, co mogłoby się wydać za interesujące, nie pochłaniało mojego życia. Nadal nie chodziłam na randki, nadal z nikim się wystarczająco nie zaprzyjaźniłam. Ciągle siedziałam w czterech ścianach, nie licząc ranka, gdzie spędzałam czas na siłowni, lub chodziłam na zakupy. Nie kupowałam ostatnio nawet żadnych gazet, żeby nie wpadła do mojej głowy jakaś bardzo głupia rzecz, jak na przykład wyjazd w jakieś ciepłe miasto. Był środek stycznia i za oknami było w miarę zimno, jednak myśl o ciepłym klimacie wpajała mnie w zadumę.
    A musiałam tutaj zostać, dopóki mnie ponownie nie wytropią, co mam nadzieję, że nie nastąpi za szybko.
    Cofnęłam się od okna i kładąc nogę na skórzanej, białej sofie, podciągnęłam nogawkę dresów, wyjmując dwusieczny nóż, który zabierałam zawsze ze sobą.
    Czas wziąć kąpiel, przespać się chwilę, a później... iść wieczorem w miasto.

***

   Zawiało chłodem. I to bardzo.
   Próbując wtopić się w otoczenie, zacisnęłam jeszcze bardziej płaszcz, starając się opanować drgawki, które pojawiły się tylko, jak wyszłam z mieszkania. 
    Kto wpadł na tak głupi pomysł, aby o dwudziestej pierwszej, w sam środek zimnego stycznia, iść przewietrzyć się w parku i podejść do wody, która choć nie zamrożona, jeszcze bardziej mroziła moje ciało?
   Tak, to byłam ja. Głupia ja, nie myśląca w ogóle racjonalnie, jeśli chodzi o wyjście z czterech ścian.
   Ludzie lubili o tej godzinie przychodzić ze swoimi rodzinami i po ciemku oglądać gwiazdy, jakie było widać na niebie. W mieście ciężko było je zauważyć, gdyż drapacze chmur uniemożliwiały zobaczenia więcej niż jednego ciała niebieskiego. Dlatego właśnie i ja często przesiadywałam obok strumyczka i fontanny, do której niekiedy wrzucałam złote monety, wypowiadając życzenie, które i tak się by nie spełniło.
   Być wolna i szczęśliwa.
   Tak, to tylko żmudne marzenie. Ale właśnie dzięki temu marzeniu chciałam żyć.



______________________________
Proszę o komentarze :) 
I jak? :D Chciałam dodać jakąś akcję, ale stwierdziłam, że jeśli w poprzednim rozdziale już była, teraz powinno być spokojniej :P
Dziękuję, że czytacie! <3
A teraz czas na kolejną porcję kofeiny :3
Pozdrawiam
Aleksji







6 komentarzy:

  1. Pół roku mineło a na nadal go wspomina heh :D
    ciekawa jest jej osoba , sprawia tak mylące wrażenie :0

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako agentka z S.S.O.A. nic dziwnego, że wszystko pamięta - musi mieć w końcu jakieś nauczki i uczyć się na błędach ;)

      Usuń
  2. Ciekawa jestem czy pojawi się jeszcze Lucas?
    Minęło tyle czasu,a on jej mocno utkwił w głowie,więc coś musi być na rzeczy...
    Strasznie jestem ciekawa jaką on tu rolę odegra,jeśli w ogóle odegra w jej życiu...)
    Jesteś strasznie tajemnicza,ale no cóż podoba mi się to,że tak szybko nie odkrywasz kart...) <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział, dużo tajemnic i wątek Lucasa jest naprawdę ciekawy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie! Najbardziej w całym opowiadaniu podoba mi się S.S.O.A ;) niecierpliwie czekam na następny rozdział!! =)

    OdpowiedzUsuń