wtorek, 6 stycznia 2015

#10 Strzał w dziesiątke

 

   W porządku. Jadę z tobą. 
   Miałam ochotę poprosić, aby powtórzył te słowa. Słucham? Czy on właśnie powiedział, że zamierza porzucić właśnie swoje dotychczasowe, bogate i popularne życie, aby uciec wraz ze mną przed tymi zabójcami? Czy on właśnie tymi dwoma krótkimi zdaniami zaznaczył, że ufa mi na tyle, bym przejęła jego życie w swoje ręce?
   Intuicja, która od lat służyła mi za moją największą broń, podpowiadała mi właśnie, że kryje się za tym coś więcej, niż jego kamienna twarz mogłaby wyrażać. Jednak moje serce, uderzając głośno w klatkę piersiową w rytm sekundnika, bardzo cieszyło się z jego decyzji.
    Stojąc naprzeciw siebie, gapiliśmy się bez słowa w nasze oczy. Czułam się nagle na tyle zagubiona, aby zadać mu pytanie ,,dlaczego?". ,,Dlaczego porzucasz to wszystko, aby teraz kryć się przez niemalże całe życie pod maską innej tożsamości?".
    Jednak, w miarę upływu czasu, zdałam sobie sprawę, że to najrozsądniejsza jego decyzja, jaką kiedykolwiek podjął. Tylko ja znałam na tyle agentów, czy toteż zabójców z S.S.O.A., aby zapewnić mu bezpieczeństwo. Jeśli ich logika się nie zmieniła, wiedziałam gdzie się skryć, aby nie być zauważoną. Lecz teraz, kiedy będę miała ze sobą dodatkowy bagaż w postaci najbardziej rozpoznawalnego piosenkarza, który notabene został uznany za porwanego, moje bezpieczeństwo zawiśnie na włosku. Teraz będzie o wiele ciężej się ukryć tak, aby ani zabójcy, ani policja nie znaleźli nas w nowym miejscu. Nawet fanki, które zapewne zapamiętale będą szukać swojego idola, rozpoznają go w każdej formie.
    Co teraz zrobić?
    Nie miałam czasu na myślenie. Wiedziałam, że z każdą sekundą zabójcy zbliżają się do naszych drzwi, a my musieliśmy jak najszybciej zniknąć, nim wybije ostateczna godzina.
    - Co więc robimy, Susan? - przerwał moje przemyślenia, a ja drgnęłam ze wstrętem, gdy sobie uświadomiłam, że nawet nie zna mojego prawdziwego imienia i nazwiska.
    - Nie mów tak do mnie - odparłam cicho i odwróciłam się do drzwi frontowych, aby nie patrzeć mu w oczy. Podeszłam do swoich toreb i sprawdziłam z precyzją, czy aby wszystko dokładnie zapięłam. Cóż, to było o wiele lepsze zajęcie, niż zobaczenie, jak w oczach Lucasa jestem oszustką. Zresztą, on także nie był lepszy.
    - A jak mam w końcu mówić? - zapytał z drwiną w głosie.
    - Od tej chwili jesteśmy innymi osobami. Trzeba wymyślić dla ciebie imię i nazwisko - stwierdziłam i wstałam, kierując się w kierunku pustej łazienki. Z całych sił próbowałam na niego nie spojrzeć. - Ja także muszę mieć nową tożsamość, więc musimy jak najszybciej podjąć decyzję, bo zaraz powinnam wykonać telefon do znajomego, który zapieczętuje nasze dowody osobiste i paszporty. Mam jeszcze parę...
     - Ej, kobieto. - Złapał mnie za przedramię, chcąc mnie powstrzymać od dalszych schadzek po mieszkaniu. Przeniosłam wzrok na jego dłoń, która mnie trzymała, ale nie miałam na tyle silnej woli, aby ujrzeć jego oczy. Nie chciałam widzieć w nich odrazy, chociaż w końcu była to normalna reakcja u ludzi. - Uspokój się. Miałem na myśli, gdzie będziemy teraz jechać.
    - Szczerze? Nie wiem.
    - W takim razie pojedźmy na razie do mnie. Zawiadomię wszystkich, że robię sobie urlop i...
    - Lucas, to nie możliwe - powiedziałam stanowczo i w końcu na niego spojrzałam. - Policja, twoi ludzie i fanki cię szukają, a do tego dochodzą płatni zabójcy, którzy przedrą się przez każdą barierę, jaka stanie im na drodze. Na prawdę sądzisz, że gdy zjawimy się w twoim domu, paparazzi nie zrobi nam zdjęć i nie wstawi na pierwsze strony gazet lub w wiadomościach lokalnych informacji, że byłam razem z tobą? W ten sposób sami wchodzimy tym zabójcom na talerz, Luck.
    - Nie przedostaniemy się na żadną granicę miasta, dziewczyno. Mój główny ochroniarz już zapewne dał znać wszystkim patrolom, aby nie wypuszczali nikogo podejrzanego.
     - Nowy Jork jest dużym miastem - przerwałam mu.
     - I ma także wielu gliniarzy, ochroniarzy i ochotników, którzy będą chcieli pomóc w znalezieniu ich gwiazdora w opałach - słusznie zauważył. - Dobra, jeśli wizyta w moim domu odpada, to zadzwonię do...
     - Namierzą twój sygnał. - Pokręciłam głową i cofnęłam się krok, aby oprzeć się o ścianę.
     - Słyszałem, że potrzeba trzydziestu sekund, aby namierzyli, a więc...
     Nie wytrzymałam, więc zaśmiałam się głośno. Przerwałam, gdy zdałam sobie sprawę, że Lucas w końcu ma prawo nie mieć w tej sprawie jakiegokolwiek pojęcia.
     - Kochany, nie wiem ile zajmuje policji namierzenie sygnału telefonicznego, ale ludziom z S.S.O.A. udaje się to w bardzo krótkim czasie. Na kiepskim sprzęcie potrzeba trzech sekund, aby...
    - Dobra. - Przerwał mi, wznosząc ręce w geście poddania. - Więc co robimy?
    - Przebierzemy się szybko i skoczymy po drodze po starter do telefonu. Zadzwonię do znajomego, który dyskretnie przeprowadzi nas na lotnisko, do prywatnego samolotu. A potem...
     - ... znikniemy z powierzchni Ziemi i staniemy się zwykłymi ludźmi, bez przyszłości, żyjącymi teraźniejszością - dopowiedział za mnie, na co się zdziwiłam.
     - No nie do końca tak... - sprzeciwiłam się, rytmicznie kręcąc głową. Lucas zaś prychnął z pogardą.
    - Cholera, czuję się w jak w jakimś filmie akcji. Co prawda, czasem uciekałem od swojego życia, jak wtedy, gdy się poznaliśmy, ale nigdy aż w takim stopniu...
    Już zamierzałam otworzyć buzię, aby uspokoić jego nerwy, lecz w połowie drogi słowa zamarły w powietrzu.
     Czułam, jak czas zastyga w miejscu. Jak czas, który mieliśmy, aby uciec stąd, zbliżył się do końca. Jak wskazówki zegara wybiły godzinę śmierci i właśnie kosiarz puka do naszych drzwi. Lucas ciągle coś mówił, nieco ożywiony tym tematem, ale nawet jego monolog nie wpadał mi do uszu, tak jak niepokojąca cisza, która nagle zaczęła dudnić w ścianach, alarmując o burzy.
     Cisza przed burzą - pomyślałam.
     Szybko spostrzegłam, że chmury zawisły nad miastem, a pokój zaczął robić się ciemniejszy, pozbywając się resztek światła Słońca. Czułam, jak w organizmie zaczyna buzować mi adrenalina, więc szybko złapałam za rękaw Luck'a i pociągnęłam go w stronę okien, domyślając się, że sekundy dzielą mnie od spotkania w drzwiach agentów. Gwiazdor raptownie umilkł, zdziwiony całym zamieszaniem, jaki zaczęłam robić.
    - Co, do cho... - zaczął, ale przerwał mu potworny huk.
    Z powodu potężnego wybuchu, wyrzuciło nas w powietrze i pofrunęliśmy parę metrów dalej, bliżej okien. Siwy dym zawitał w czterech ścianach, powodując małą widoczność i ,,gryzienie" w gardle. Próbowałam natychmiast wstać, ale moje ciało nadal było zbyt osłabione, aby się dźwignąć. Co najciekawsze, zaczęło mi się kręcić w głowie, więc moje podejrzenia padły na bombę ZS-145, która miała w swojej zawartości substancje szkodliwe dla zdrowia - tym samym powodując omdlenia i zawroty głowy. Rzuciłam więc jedynie okiem na Lucasa, który choć leżał na ziemi, oddychał.
     Po paru sekundach, kiedy nadal próbowałam podjąć walkę i wstanie na własne nogi, zauważyłam, że zza dymu wyłania się ciemna postać z maską przeciwgazową. Wystarczyło mi, abym tylko zobaczyła mały błysk w oczach przeciwnika, a już wiedziałam, z kim mam do czynienia.
    -  No, no, kruszyno... - usłyszałam stłumiony głos. - Wróciłaś do tatusia. A teraz śpij...
    I zapadła ciemność.

niedziela, 4 stycznia 2015

#9 Niebezpieczny bagaż









Wiadomość z ostatniej chwili! 
Nasz reporter, Steve Ritcher, doniósł nam właśnie, że sławny gwiazdor, Luck Baggers, który ostatnio był widziany w miejscowej knajpce o nazwie ,,Summer love", wchodząc do toalety, został porwany! Tak, dobrze słyszeliście. Nasz kochany piosenkarz nie tylko zawitał do naszego miasteczka, ale również został uprowadzony. Policja informuje, że jeśli ktokolwiek zna jakieś szczegóły, czy albo ktoś widział naszego biednego... 

   Wyłącz.
   Pokręciłam głową i pociągnęłam za kabel, aby pozbyć się głupiego głosu pochodzącego z radia. Domyślałam się, że długo nie potrwa rozpowszechnienie informacji na temat zaginięcia tak sławnej osoby, jakim jest Lucas, więc gotowa już do ucieczki, spakowałam wszystkie torby (a właściwie tylko dwie) i ułożyłam je pod drzwiami frontowymi. Czekałam tylko na to, aby ten wielki kłamca w końcu się obudził... 
     Odchodząc od okna w swoim salonie, podeszłam do białej kanapy i spojrzałam na przystojną i nieco posiniaczoną twarz swojego znajomego. Owszem, bolało mnie to, że musiałam go otruć środkiem nasennym, ale nie mogłam sobie pozwolić, aby nadal panikował, kiedy nie tylko policja, ale również seryjni mordercy czyhają na moje zwłoki.
    Nadal śmierdziałam śmieciami, ale już nie aż tak bardzo, bo przemyłam się pod zlewem najszybciej, jak umiałam. Przebrałam się w czyste ciuchy i żałowałam, że nie mam na zmianę żadnych ubrań dla Lucka. Miałam jedynie nadzieję, że nie będzie zły za pogniecenie koszuli i poharatanie spodni. W końcu, jeśli patrzeć z mojego punktu widzenia, lepsze to, niż śmierć na miejscu, prawda?
    Przy okazji nasunęła mi się kolejna niepokojąca myśl. Choć miałam dość długą przerwę w mordowaniu ludzi i pracy w S.S.O.A., nadal mogłam z łatwością policzyć ile zajmie tym ludziom znalezienie mnie w tej kryjówce, którą wynajmowałam. Miałam jakieś piętnaście minut, aby pozbyć się jakichkolwiek śladu oraz skierować się w nowe miejsce swojego ukrycia. Owszem, jeszcze nie wymyśliłam gdzie podążyć, ale zresztą tak jak zawsze znajdzie się na ostatnią chwilę jakiś bilet w nieznane miejsce.
      Ale teraz musiałam jakoś obudzić tego śpiocha i zastanowić się, czy mam go ze sobą zabrać - dla dobra jego oraz własnego, bo mógłby mnie wydać - albo porzucić go, bo nigdy w życiu nie brałam bagażu, w postaci dodatkowego lokatora i ciężaru na plecach.
      Podeszłam więc do niego i piątym palcem u dłoni nacisnęłam jedno, maleńkie miejsce w zagłębieniu czaszki, co od razu spowodowało, że mężczyzna zachłysnął się powietrzem, otworzył oczy i usiadł pędem.
       - Spokojnie, bo zakręci ci się w głowie - pouczyłam go, ale raczej nie słyszał jeszcze mojego głosu. Rozglądał się panicznie po pomieszczeniu, jego nierówny oddech odbijał się od pustych czterech ścian, aż w końcu wzrok spoczął na mojej postaci. Dopiero po chwili mnie poznał.
      - C-co się stało? - zapytał cicho i usiadł, tym razem normalnie i wygodnie.
      - Wybacz, ale nie widziałam innego sposobu, abyś się uspokoił.
      - Co? - spytał raz jeszcze, a ja zrobiłam powoli krok w jego stronę.
      - Lucas... Czy tam Luck. Słuchaj, nie ma czasu na gadanie - oznajmiłam stanowczo. Spojrzał na mnie zza swoich gęstych rzęs, a jego wzrok spowodował, że zabiło mi mocniej serce. Jednak szybko wytłumaczyłam sobie, że to zapewne z powodu płynącej w moich żyłach adrenaliny. - Nie mam zamiaru cię zabijać, jednak oni - ci, którzy i mnie próbują złapać, to zrobią. Więc masz jakieś... - w tym momencie spojrzałam na swój zegarek, założony na nadgarstku -... trzydzieści sekund, aby zastanowić się, czy chcesz jechać ze mną i ukrywać się przez ten cały czas, czy zdołasz uchronić się wśród tych wszystkich swoich ochroniarzy w swoim domu.
      - Ale...
      - Od razu mówię, że nawet twoi zaufani pracownicy mogą być równie dobrze zabójcami z S.S.O.A. Oni nie potrzebują pistoletu, aby kogoś zabić. Oni potrafią strzelić zaledwie palcami, a padasz trupem na deski. Nie mówię, że cię obronię, ale moim zdaniem powinieneś wynająć najlepszych ochroniarzy i uciec stąd. Schowaj się w jakiejś norze przez jakiś czas i...
     - A co z tobą? - przerwał mi, a ja pokręciłam głową i ponownie spojrzałam na zegarek, odliczając czas, który zbliżał się do końca.
     -  Nie patrz na mnie. Od lat się ukrywam, ty też powinieneś. Poza tym...
     - Ale czemu ja muszę się chować? Przecież to nie mnie....
     - Bo zapewne w wiadomościach już gadają, że to ja cię porwałam. Twój ochroniarz mnie widział, więc doniesie policji o moim wyglądzie. Gdy zobaczą trupa w łazience, S.S.O.A. powiąże mój rysopis ze sprawą i będą wiedzieli, że to ja za tym stoję. Jako była agentka powinnam zabijać świadków, a że tego nie zrobiłam, będzie dla nich znaczyło, że coś dla mnie znaczysz. - Po tych słowach poczułam, jak cała się czerwienię, więc szybko odbiłam piłeczkę, wyjaśniając dalej: - Co nie znaczy, że znaczysz. Znaczy wiesz... Szanuję cię i naprawdę lubię, więc... Zresztą chodzi bardziej o to, że ja już niewinnych nie zabijam - odparłam w końcu, a on posłał mi leniwy uśmiech, aż znowu poczułam gorąco w policzkach. Westchnęłam ciężko i znowu spojrzałam na zegarek. - Dobra, brachu. Szybka decyzja. Agenci na pewno będą cię ścigać, a w tym momencie nie możesz nawet swojej matce ufać. Rozumiesz?
     Badając jego reakcję, nie bardzo rozumiałam z jakiego powodu nagle pobladł. Owszem, wiedziałam w jakiej sytuacji się znajduje - nie na co dzień w końcu dowiaduje się, że jakiś znajomy nie jest osobą, za którą się podaje, tym bardziej, iż okazuje się płatnym mordercą, ale powinien szybko zastanowić się nad swoją decyzją.
     - A gdzie się teraz wybierasz? - zapytał cicho, a ja zaczęłam w myślach słyszeć, jak sekundy dzielą mnie od wybuchu bomby.
     - Wybacz, ale choćbym chciała, nie mogę ci powiedzieć - tym bardziej, że jeszcze nie wiem - dodałam w myślach.
     Luck kiwnął głową i spojrzał na okno, za którym krył się piękny widok na miasto. Chciałam mu dać więcej czasu na zastanowienie się, lecz niestety nie było nam to dane.
     Ku mojemu zdziwieniu, nie czekałam długo na odpowiedź. Kiedy Lucas wstał, spojrzał na swoje spodnie i uniósł brew. Zauważyłam z jego miny, że trochę wkurzył się za to, co zrobiłam z jego spodniami, więc zdziwiłam się bardziej, że jak otworzył usta, nie wypłynęła z nich lawina przekleństw, tylko:
     - W porządku. Jadę z tobą.