niedziela, 4 stycznia 2015

#9 Niebezpieczny bagaż









Wiadomość z ostatniej chwili! 
Nasz reporter, Steve Ritcher, doniósł nam właśnie, że sławny gwiazdor, Luck Baggers, który ostatnio był widziany w miejscowej knajpce o nazwie ,,Summer love", wchodząc do toalety, został porwany! Tak, dobrze słyszeliście. Nasz kochany piosenkarz nie tylko zawitał do naszego miasteczka, ale również został uprowadzony. Policja informuje, że jeśli ktokolwiek zna jakieś szczegóły, czy albo ktoś widział naszego biednego... 

   Wyłącz.
   Pokręciłam głową i pociągnęłam za kabel, aby pozbyć się głupiego głosu pochodzącego z radia. Domyślałam się, że długo nie potrwa rozpowszechnienie informacji na temat zaginięcia tak sławnej osoby, jakim jest Lucas, więc gotowa już do ucieczki, spakowałam wszystkie torby (a właściwie tylko dwie) i ułożyłam je pod drzwiami frontowymi. Czekałam tylko na to, aby ten wielki kłamca w końcu się obudził... 
     Odchodząc od okna w swoim salonie, podeszłam do białej kanapy i spojrzałam na przystojną i nieco posiniaczoną twarz swojego znajomego. Owszem, bolało mnie to, że musiałam go otruć środkiem nasennym, ale nie mogłam sobie pozwolić, aby nadal panikował, kiedy nie tylko policja, ale również seryjni mordercy czyhają na moje zwłoki.
    Nadal śmierdziałam śmieciami, ale już nie aż tak bardzo, bo przemyłam się pod zlewem najszybciej, jak umiałam. Przebrałam się w czyste ciuchy i żałowałam, że nie mam na zmianę żadnych ubrań dla Lucka. Miałam jedynie nadzieję, że nie będzie zły za pogniecenie koszuli i poharatanie spodni. W końcu, jeśli patrzeć z mojego punktu widzenia, lepsze to, niż śmierć na miejscu, prawda?
    Przy okazji nasunęła mi się kolejna niepokojąca myśl. Choć miałam dość długą przerwę w mordowaniu ludzi i pracy w S.S.O.A., nadal mogłam z łatwością policzyć ile zajmie tym ludziom znalezienie mnie w tej kryjówce, którą wynajmowałam. Miałam jakieś piętnaście minut, aby pozbyć się jakichkolwiek śladu oraz skierować się w nowe miejsce swojego ukrycia. Owszem, jeszcze nie wymyśliłam gdzie podążyć, ale zresztą tak jak zawsze znajdzie się na ostatnią chwilę jakiś bilet w nieznane miejsce.
      Ale teraz musiałam jakoś obudzić tego śpiocha i zastanowić się, czy mam go ze sobą zabrać - dla dobra jego oraz własnego, bo mógłby mnie wydać - albo porzucić go, bo nigdy w życiu nie brałam bagażu, w postaci dodatkowego lokatora i ciężaru na plecach.
      Podeszłam więc do niego i piątym palcem u dłoni nacisnęłam jedno, maleńkie miejsce w zagłębieniu czaszki, co od razu spowodowało, że mężczyzna zachłysnął się powietrzem, otworzył oczy i usiadł pędem.
       - Spokojnie, bo zakręci ci się w głowie - pouczyłam go, ale raczej nie słyszał jeszcze mojego głosu. Rozglądał się panicznie po pomieszczeniu, jego nierówny oddech odbijał się od pustych czterech ścian, aż w końcu wzrok spoczął na mojej postaci. Dopiero po chwili mnie poznał.
      - C-co się stało? - zapytał cicho i usiadł, tym razem normalnie i wygodnie.
      - Wybacz, ale nie widziałam innego sposobu, abyś się uspokoił.
      - Co? - spytał raz jeszcze, a ja zrobiłam powoli krok w jego stronę.
      - Lucas... Czy tam Luck. Słuchaj, nie ma czasu na gadanie - oznajmiłam stanowczo. Spojrzał na mnie zza swoich gęstych rzęs, a jego wzrok spowodował, że zabiło mi mocniej serce. Jednak szybko wytłumaczyłam sobie, że to zapewne z powodu płynącej w moich żyłach adrenaliny. - Nie mam zamiaru cię zabijać, jednak oni - ci, którzy i mnie próbują złapać, to zrobią. Więc masz jakieś... - w tym momencie spojrzałam na swój zegarek, założony na nadgarstku -... trzydzieści sekund, aby zastanowić się, czy chcesz jechać ze mną i ukrywać się przez ten cały czas, czy zdołasz uchronić się wśród tych wszystkich swoich ochroniarzy w swoim domu.
      - Ale...
      - Od razu mówię, że nawet twoi zaufani pracownicy mogą być równie dobrze zabójcami z S.S.O.A. Oni nie potrzebują pistoletu, aby kogoś zabić. Oni potrafią strzelić zaledwie palcami, a padasz trupem na deski. Nie mówię, że cię obronię, ale moim zdaniem powinieneś wynająć najlepszych ochroniarzy i uciec stąd. Schowaj się w jakiejś norze przez jakiś czas i...
     - A co z tobą? - przerwał mi, a ja pokręciłam głową i ponownie spojrzałam na zegarek, odliczając czas, który zbliżał się do końca.
     -  Nie patrz na mnie. Od lat się ukrywam, ty też powinieneś. Poza tym...
     - Ale czemu ja muszę się chować? Przecież to nie mnie....
     - Bo zapewne w wiadomościach już gadają, że to ja cię porwałam. Twój ochroniarz mnie widział, więc doniesie policji o moim wyglądzie. Gdy zobaczą trupa w łazience, S.S.O.A. powiąże mój rysopis ze sprawą i będą wiedzieli, że to ja za tym stoję. Jako była agentka powinnam zabijać świadków, a że tego nie zrobiłam, będzie dla nich znaczyło, że coś dla mnie znaczysz. - Po tych słowach poczułam, jak cała się czerwienię, więc szybko odbiłam piłeczkę, wyjaśniając dalej: - Co nie znaczy, że znaczysz. Znaczy wiesz... Szanuję cię i naprawdę lubię, więc... Zresztą chodzi bardziej o to, że ja już niewinnych nie zabijam - odparłam w końcu, a on posłał mi leniwy uśmiech, aż znowu poczułam gorąco w policzkach. Westchnęłam ciężko i znowu spojrzałam na zegarek. - Dobra, brachu. Szybka decyzja. Agenci na pewno będą cię ścigać, a w tym momencie nie możesz nawet swojej matce ufać. Rozumiesz?
     Badając jego reakcję, nie bardzo rozumiałam z jakiego powodu nagle pobladł. Owszem, wiedziałam w jakiej sytuacji się znajduje - nie na co dzień w końcu dowiaduje się, że jakiś znajomy nie jest osobą, za którą się podaje, tym bardziej, iż okazuje się płatnym mordercą, ale powinien szybko zastanowić się nad swoją decyzją.
     - A gdzie się teraz wybierasz? - zapytał cicho, a ja zaczęłam w myślach słyszeć, jak sekundy dzielą mnie od wybuchu bomby.
     - Wybacz, ale choćbym chciała, nie mogę ci powiedzieć - tym bardziej, że jeszcze nie wiem - dodałam w myślach.
     Luck kiwnął głową i spojrzał na okno, za którym krył się piękny widok na miasto. Chciałam mu dać więcej czasu na zastanowienie się, lecz niestety nie było nam to dane.
     Ku mojemu zdziwieniu, nie czekałam długo na odpowiedź. Kiedy Lucas wstał, spojrzał na swoje spodnie i uniósł brew. Zauważyłam z jego miny, że trochę wkurzył się za to, co zrobiłam z jego spodniami, więc zdziwiłam się bardziej, że jak otworzył usta, nie wypłynęła z nich lawina przekleństw, tylko:
     - W porządku. Jadę z tobą. 
           

3 komentarze:

  1. Cześć!!!
    Nawet nie wiesz jak mi brakowało tego opowiadania...
    Stęskniłam się bardzo za nim,mam taką małą nadzieję,że nie długo dodasz kolejną część...
    Rozdział jest ciekawy,nawet bardzo,ale czekam na jakąś akcję bo przepuszczam,że dopiero teraz powinno się coś dziać.Tym bardziej,że zdecydował jechać z nią.
    Ps.Pozdrawiam i Życzę Ci Szczęśliwego Nowego roku i spełnienia marzeń <3
    I dziękuję Ci za dedykację dla Natalki byłam szczęśliwa,że książki dotarły do mnie tak szybko,tym większe było zaskoczenie i mina Natalki jak zobaczyła Twoją książkę z podpisem dla niej to dla mnie wiele znaczyło tak jak dla niej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mogłabym się tu rozpisać jak bardzo uwielbiam to opowiadanie i jak się ucieszyłam że dodałaś rozdział, ale przecież ty to wiesz ;D Szkoda tylko, że rozdziały są tak rzadko, mam nadzieję, ze będziesz miała dużo weny i czasu i będziesz dodawać częściej ;P Już nie mogę się doczekać kolejnego... ;)

    OdpowiedzUsuń