sobota, 14 czerwca 2014

#4 Bieg po życie



***
   Polubiłam go. I to bardzo.
   Nie był tym typem faceta, z którymi zawsze spędzałam chwile, w swoim poprzednim życiu. Był śmieszny,  gadatliwy, choć podchodził z dystansem do rozmów o sobie. Dowiedziałam się, że Tajemniczy Nieznajomy ma na imię Lucas i tak mam się do niego zwracać. Zdziwiłam się jego agresywną reakcją, gdy zapytałam się na temat jego pracy zawodowej. Odpowiedział, że wolałby o tym nie mówić i podczas naszej znajomości po prostu zapomnijmy na chwilę o sobie. Wzruszyłam ramionami na te słowa, zadowolona, że ta zasada działała w dwie strony. On się mną nie interesował, ja nim. Tak może być.
    Żartowaliśmy sobie ze wszystkiego, co nas otaczało. Śmiałam twierdzić, że w ,,realnym" świecie, gdy powracał do rzeczywistości, miał jakieś problemy, lub nie miał zadowalającego życia w mieście. Jedyne, czego właściwie się dowiedziałam, to była informacja, że nie pochodzi stąd, a przyjechał do tego miasteczka ze względu na urlop, który w końcu dostał. I po prostu uciekł...
    Po wypiciu piw, postanowił, że już wróci do swojego wynajętego domu.
    I tym sposobem zostałam sama w czterech ścianach, trzymając w dłoni gorące kakao, które zrobiłam sobie trzy minuty wcześniej. Siedziałam z podkurczonymi nogami w kuchni, patrząc się bezczynnie w okno i nie wiedząc, co właściwie ze sobą począć. Iść spać? Nie, była godzina dwudziesta druga, a mój organizm w ogóle nie był zmęczony. Zjeść coś? To także odpadało, bo alkohol, który jeszcze bulgotał w żołądku, za bardzo mnie napełnił. A może się przejść? Było to ryzykowne, jednak chciałam trochę przewietrzyć mózg, aby trochę ochłonąć.
   Agenci z S.S.O.A są w mieście, nie możesz tak wychodzić i błąkać się sama po lesie - podpowiedziały mi moje myśli, a ja od razu zbeształam siebie za tak bezmyślne podejście do swojego już wolnego życia. Racja, nie mogłam wyjść. Musiałam zostać w domu, gdzie byłam bezpieczna. Gdzie miałam cały arsenał broni i gdzie nie powinni mnie znaleźć. Jedyną osobą, która znała moją kryjówkę, był Lucas, ale czułam do niego zaufanie i po naszej rozmowie wywnioskowałam, że jest bezpieczny; jest tylko zwykłym człowiekiem, bez żadnej broni pod ręką, choć czułam, że coś chce ukryć.
   Tak jak zresztą ja.
   Ale on zupełnie inną historię, która w ogóle mnie nie interesowała. No może odrobinę, ale...
   Wiem! Naprawię rower. To będzie idealne zajęcie na spędzenie na nogach jeszcze dwóch godzin, zanim pogrążę się we śnie.
    Wstałam z krzesła, odstawiając na stół jeszcze parujący kubek z gorącym kakao i podeszłam do pokoju, aby wziąć ze sobą awaryjny pistolet, Crosmana C11, którego zawsze miałam pod ręką w swojej sypialni i zabierałam we wszystkie bliższe miejsca. Złapałam jeszcze po drodze latarkę i wyszłam na ganek, gdzie leżał rower, z wykrzywioną ramą.

***

   Piękny dzień - to było pierwsza moja myśl, gdy otworzyłam oczy i wyjrzałam za okno. Padał deszcz, a drzewa  chyliły się od mocnego wiatru. Gleba była przemoczona, tworząc błotko, a ptaki ucichły, chowając się w swoich kryjówkach.
    Lubiłam taką pogodę. Może był to związek z moją służbą z S.S.O.A, bo gdy śledziłam jakieś osoby, nie musiałam przejmować się odgłosami kroków i śladów, które za sobą zostawiałam, bo wiatr i ulewa zawsze wszystko zakrywały. Lecz również kochałam zapach, który zostawiał po sobie deszcz i czuć krople spadające na moje przemoczone ciało.
    Chyba dzisiaj czas na spacer - zaproponowałam sobie i uśmiechnęłam się na tę myśl.
   Minęło parę dni, odkąd widziałam Lucasa ostatni raz, a dokładniej cztery, więc cieszyłam się, gdy w końcu złapałam okazję wyjścia ze swoich czterech ścian. Szkoda było tylko, że znowu w samotności, lecz byłam już przyzwyczajona do swojego towarzystwa.
   Po jakiejś godzinie, kiedy zjadłam, przebrałam się i wypiłam powoli kawę, założyłam buty sportowe i schowałam w przepaskę na nadgarstek podręczny nóż. Po chwili, gdy byłam gotowa, wyszłam na zewnątrz.
    Przestało padać, lecz niebo nadal zakrywały ciężkie chmury, które zwiastowały ciąg dalszy takiej pogody. Zapach przemoczonego lasu wtargnął do moich nozdrzy, powodując uśmiech na mojej twarzy. Wiatr nadal wiał, lecz z mniejszą szybkością, niż godzinę temu.
   Poprawiłam czarne dresy i nasunęłam rękaw białej bluzki tak, aby zakrył moją broń. Mimo, że planowałam pobiegać trochę po lesie, istniała obawa spotkania kogoś, a nie chciałam odpowiadać przed policją. Nie widniałam w rejestrach, bo w końcu miałam fałszywe dokumenty i tożsamość, więc jeśli by mnie sprawdzili, z całą pewnością odpowiadałabym przed najwyższym sądem.
    Włączając muzykę i zakładając na uszy słuchawki, ruszyłam biegiem na południe, łapiąc klasyczny rytm. Pod stopami poczułam, jak gleba została przemoczona i podeszwy wchłaniają się w błoto, lecz nie aż tak, aby się w nie całkowicie wtopić. Na białych adidasach pojawiły się brązowe plamy, lecz nie przejęłam się tym - przynajmniej będę miała co robić później, w swoim domu. Zajmę się praniem i czyszczeniem, a nie znowu bezczynnie gapić się w okno.
   Odbiegłam daleko do domu, kierując się główną drogą, która wiodła w stronę miasteczka. Deszcz znowu zaczął kropić, lecz w mniejszej częstotliwości, niż wcześniej. Cały mój strój został przemoczony, dzięki czemu czułam się błogo. Może i byłam dziwna, ale kochałam ten stan, gdy pot mieszał się z kroplami z chmur, a nierówny oddech, spowodowany wysiłkiem fizycznym, został wyciszony przez wiatr.
    Biegłam długo. Dłużej, niż zazwyczaj, gdyż coraz większe się robiło błoto i musiałam zwolnić, aby się nie poślizgnąć. Kiedyś nie miałam z tym problemu - rzadko bowiem zdarzała się ofiara, która mi uciekała. Prędzej ja brałam ich z zaskoczenia, zamiast czekać na coś, co było nieuniknione.
   Moje rytmiczne bicie serca coraz bardziej się potęgowało. Kochałam stan, gdy adrenalina zaczynała krążyć w moich żyłach. Jednak coś niepokojącego nagle wtargnęło w moje nerwy. Mimo słuchawek, które miałam na uszach i dudniącej muzyki, usłyszałam również inne kroki, które odbijały się z mlaśnięciem o błoto.
  Odwróciłam się niezwłocznie i z przestrachem spostrzegłam dwóch mężczyzn, ubranych w czarne eleganckie ciuchy, którzy poczęli biec za mną w odległości kilkudziesięciu metrów. Na pierwszy rzut oka nie wyglądali na agentów wysłanych w pościg za mną z S.S.O.A., jednak przypominając sobie moje ostatnie zakupy i knypków, wysiadających z samochodu, spostrzegłam, że to ci sami. Gonili mnie. A ja musiałam im uciec i to jak najszybciej.
    Zaczęłam biec szybciej, nie martwiąc się o powierzchnie, przez którą zaczęłam się ślizgać. Wyrównałam dech i biegłam co sił dalej, nie marnując czas na patrzenie się za siebie. Wiedziałam, że jak mnie złapią, będzie po mnie. A chciałam żyć. I to bardzo...
   Nie mogłam wydobyć z siebie głosu, adrenalina spotęgowała moją siłę i biegłam szybciej, uciekając od czarnych postaci, które się powoli oddalały. Chciałam krzyknąć, lecz nie mogłam i właściwie było to dobrze, bo i tak krzyk nic tu by nie zdziałał. Do jasnej cholery! Jak oni mnie znaleźli? Po dwóch latach żyjąc w spokoju myślałam, że miałam to już za sobą; że zapomnieli o moim istnieniu, choć wiedziałam, że to niemożliwe.
    Odwracając się w kierunku agentów z S.S.O.A. zauważyłam, że znowu mnie doganiają. Niech to szlag! Nie miałam już siły uciekać, ale doskonale zdawałam sobie sprawę, że będzie już po mnie, gdy mnie złapią. A tak właściwie... Czemu nie strzelają? Rzucając jeszcze szybkie spojrzenie w kierunku dwóch mężczyzn, zauważyłam pod ich czarnymi marynarkami wystające pistolety. Gdyby chcieli mnie martwą, dawno bym już leżała pokryta błotem, wiedziałam o tym, więc domyśliłam się, że szef chce mnie żywą. Zapewne postanowił mnie torturować, co było gorsze, niż śmierć.
    Nie dałabym radę zabić ich swoim podręcznym nożem. Owszem, byłam dobrze wyćwiczona i kiedyś nie stanowiłoby to dla mnie problemu, ale znając dawnego szefa, wysłał do mnie jakiś specjalistów, a po swojej dwuletniej przerwie nie byłam w tak doskonałej formie, co wcześniej. Zwiększyłam więc ponownie tempo i próbowałam wyrównać dech. W gardle mnie suszyło i musiałam zamknąć usta, żeby nie zadławić się językiem. Tym sposobem oddychałam przez nos, co męczyło mnie dwa razy bardziej.
    Starałam się skupić na muzyce i biec, nie zważając na coraz większy brak sił. Łzy zaczęły mi napływać do oczu, ale po chwili je powstrzymałam, gdy rozmazał mi się wzrok. Już po mnie - pomyślałam. Pan Clincton zemści się za to, że zwiałam z jego życia. Za to, że stracił najlepszego szpiega i zabójcę. 
    Odwracając się ponownie z ulgą stwierdziłam, że dwaj mężczyźni stanęli, zostając daleko w tyle. Opierali się o kolana i próbowali zrównać dech, co było dziwne zważając na to, że najlepsi agenci z S.S.O.A. nie mogli czuć zmęczenia i powinni mnie dogonić.
    Co jest, do cholery?
    Mimo to, biegłam dalej, spoglądając nadal na dwóch zmęczonych facetów, którzy teraz mówili coś do siebie i z rezygnacją kręcili głową. Uśmiechnęłam się zadowolona z siebie, nie czując już zmęczenia. Ha! Byłam nadal w dobrej formie, lepszej nawet, niż ci frajerzy.
    Raptem walnęłam o coś twardego, lecz jednocześnie miękkiego i przystanęłam, łapiąc się za głowę. Unosząc wzrok zauważyłam Lucasa, który z wypisanym zdziwieniem wpatrywał się we mnie i złapał się za brzuch w miejscu, gdzie się z nim zderzyłam. 
    - Co ty tu... - zaczęłam, zaskoczona jego osobą, jednak po chwili połączyłam wszystkie fakty. Ci mężczyźni w lesie, on tutaj...
     On jest z S.S.O.A.? Nie mogłam uwierzyć w to, o czym właśnie sobie pomyślałam. Moja intuicja nigdy się nie myliła, a teraz...
      Nie zastanawiałam się dłużej. Jak najszybciej ominęłam Lucasa i biegłam dalej, uciekając od nich czym prędzej i sapiąc coraz bardziej.
     - Susan! - krzyknął za mną, ale nadal stał w miejscu, gdy się odwróciłam. Wbiegając między drzewa, starałam się znaleźć odpowiednią kryjówkę, aby przeczekać parę godzin i wrócić do domu po swoje rzeczy. Musiałam stąd wyjechać. I to jak najszybciej...


_________________
Czytasz? Proszę, skomentuj :) 

I jak tam wrażenia? :D
    
   

6 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Już nie mogę
    się doczekać następnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawe bardzo ...
    I kim jest ten Lucian,rzeczywiście jest agentem?
    Poczekamy zobaczymy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. ÓCHY AHY ŻEBY ON NIE BYł Z TEJ agencji ;d

    OdpowiedzUsuń