piątek, 6 czerwca 2014

#3 Zanieczyszczony umysł







    Zastanawiałam się ciągle, skąd przyszło mi tak łatwo zaznajomić się z tym obcym mężczyzną. Dopiero po tym, jak odjechał, zrozumiałam, że nie znałam nadal jego imienia, co było dziwne zważywszy na to, że o takich rzeczach  j a , jako była agentka S.S.O.A. byłam wyspecjalizowana, by zauważyć takie "małe niedociągnięcia'' w rozmowie. Imię i nazwisko zawsze było moim pierwszym szczeblem, aby kontynuować swoje zadanie i nawet mogłam stwierdzić, kiedy klient kłamie. A teraz? Poczułam się, jakbym była emerytowanym sklerotykiem, który nie pamięta o tak ważnych rzeczach. 
   Zaczęłam sprzątać w swoim domku, porządkując śmieci, aby później je wywieźć. Nadal byłam nieco roztargniona po tym, jak zobaczyłam śledczych z S.S.O.A. i na wszelki wypadek, po wyjściu Pana Nieznajomego, włożyłam pistolet do czarnej pochwy, która przeplatała moje biodro. Dobrze pamiętałam jeszcze, jak się strzela, bo o takich rzeczach się nie zapomina. Zresztą... tak samo nie powinno się zapominać na temat podstawowych czynników rozmów, które zaczynają się od przedstawienia swojej osoby.
    Wrzuciłam puste piwa do śmieci, po czym zawiązałam worek i wyłożyłam przed drzwi, aby nie śmierdziało mi w domu i ponownie zakluczyłam je na cztery spusty. Otworzyłam swój pokój i upewniłam się, że żadna broń, która nadal była zapakowana w mojej czarnej skrzynce i położona na łóżku, nie zniknęła. Gdy stwierdziłam, że wszystko jest na miejscu, zabrałam swoje graty z pościeli i w ciuchach położyłam się spać, aby wczesnym rankiem czuwać nad domem.
     Po kilki chwilach odpłynęłam w sen, mając przed oczami obraz Pana Nieznajomego.

***

    W nocy co chwilę się budziłam, nasłuchując z każdej strony jakichkolwiek kroków, jednak zastawała mnie tylko głucha cisza. Spałam łącznie jakieś osiem godzin i tyle mi wystarczyło, aby wstać z pełną energią do życia i pilnować odgłosów silnika, które spodziewałam się usłyszeć. Jednak dobijała już godzina dwunasta na zegarkach, a nikt nie raczył z S.S.O.A. sprawdzić lasu, w którym zamieszkiwałam.
    A może tylko mi się zdawało, że ich widziałam? Może po prostu jestem przewrażliwiona na ich punkcie i zobaczyłam tylko dwóch mężczyzn, którzy po prostu pasowali mi do opisu moich dawnych znajomych z pracy?
    Bzdura. Nie ważne zresztą, czy to byli oni, czy toteż nie, ostrożności nigdy za wiele. Dlatego nadal siedziałam w kuchni, przebrana w krótkie dżinsowe spodenki i biały t-shirt, który odsłaniał moje ramiona i dekolt. Dzisiaj, mimo wczesnej pory, nadal było ciepło, a za oknem zza drzew grzało nieźle słońce.
    Tęskniłam za tym, jak podczas pracy w Secret Service to the Order of Assassins miałam chwilę wolnego i właśnie w taką pogodę wylegiwałam się na plaży, lub na tarasie, opalając swoje ciało. Teraz niestety musiałam z tego zrezygnować, bo mój każdy wyjazd z domu mógł okazać się dosłownie zabójczy dla mnie, tak jak na przykład wczoraj.
     Nie miałam nawet rodziny, aby tęsknić za kimkolwiek. Tęskniłam jedynie za miejscami i chwilami wolnymi od zabijania ludzi z listy, którą dawał mi szef. Byłam sierotą i wychowywałam się do szóstego roku życia w domu dziecka, dopóki Pan Clincton nie adoptował mnie i nie zrobił ze mnie zabójcy na zlecenie. Od małego umiałam rzucać nożem i strzelać nawet z ciężkich karabinów maszynowych tak, aby od razu trafić w cel. Od dziecka umiałam także przejść niezauważona poprzez ludzi i okraść ich z wartościowych zegarków. Byłam dobrą aktorką, co niekiedy było potrzebne podczas indywidualnych spotkań z klientami w miejscach publicznych. Nawet jako mała dziewczynka, która udawała, że zgubiła swoich rodziców, potrafiłam zbliżyć się do ofiary i użyć nawet wsuwki do włosów, aby ją zabić.
    Byłam po prostu idealna. Idealnym szpiegiem. Dlatego szef był ze mnie dumny.
   Miałam indywidualne lekcje w pałacu, w którym mieszkaliśmy. Oprócz mnie, były także pięcioro innych dzieci, ale dwóch z nich nie przeżyło szkolenia. Gdy opieka społeczna sprawdzała, jak sprawuje się sierota z sierocińca, byli nad wyraz zdumieni, że tak dobrze zaaklimatyzowałam się z "nowym ojcem" i w nowym miejscu zamieszkania. Jak już wcześniej wspominałam, byłam dobrą aktorką, która zawsze podczas ich wizyt ubierała się w najlepsze sukienki dziewczęce, po czym robiłam do nich słodkie oczka i niezawodny uśmieszek tryskający radością.
   Jednak prawda była inna. Owszem, na początku strasznie podobało mi się nowe zajęcie, jednak później mój mózg przerósł najśmielsze oczekiwania szefa. Stałam się wprost maszyną do zabijania i zostałam pozbawiona jakichkolwiek emocji. Kiedy to się stało? Nie wiem. Może wtedy, kiedy byłam w obowiązku zabić swoją nauczycielkę od francuskiego, aby się przekonać, że z nikim nie mogę się dogadywać. Oczywiście musiałam później sama wszystko zatuszować, aby nie było żadnych śladów morderstwa. Jednak najbardziej ciekawił mnie fakt, kiedy doszło do tego, że nagle moje emocje się wzbudziły do życia i chciałam się wycofać z S.S.O.A. To po prostu trafiło mnie, jak przysłowiowa "strzała amora", jednak nie z powodu miłości do drugiego człowieka, tylko z... Sama nie wiem z jakiego powodu. Po prostu zabijanie kompletnie przestało mi się podobać i zaczęłam czuć wyrzuty sumienia.
    Westchnęłam na wspomnienie, gdy zabiłam porządną kobietę, którą szpiegowałam dwa miesiące. Była śliczna, jak na swój wiek, a z zachowania nic nie wskazywało, że czymś zawiniła. Do diabła! Nawet codziennie dawała pieniądze na ciasteczka małych skautek, które witała swoim promiennym uśmiechem. Chodziła codziennie na zakupy, odbierała telefony od syna i córki, i wychodziła na grób swojego męża. Nie wiedziałam z jakiego powodu miałam zakończyć jej żywot, bo w końcu nigdy nie dostawałam powodu w liście, lecz gdy otrzymałam tylko jeden sygnał, aby ją zabić, po dwóch miesiącach to uczyniłam bez mrugnięcia okiem.
   Byłam maszyną do zabijania i byłam w tym najlepsza. Stałam się legendą całej swojej firmy...
   A przynajmniej miałam nią być, dopóki nie uciekłam bez słowa od takiego życia.
   Nagle, ku mojemu zdziwieniu, moje myśli przerwało pukanie do drzwi. Z kuchennego stołu zerwałam się na nogi i w jednej sekundzie wyjęłam swój pistolet, mierząc w tamtym kierunku. Serce zaczęło bić mi jak oszalałe. W jaki sposób ktoś mógł przedostać się na tę stronę, gdy akurat patrzyłam się w okno? To nie możliwe, żebym była taka zamyślona, że nie zauważyłabym osoby nadchodzącej do mojego domu.
   Znowu pukanie.
   Powolnym krokiem, starając się, aby panele podłogowe nie zaczęły skrzypieć, zaczęłam zbliżać się do przyczyny tych odgłosów. Serce pikało mi z powodu adrenaliny, która zaczęła burzyć mi się w żyłach. Powoli, aby nie było słychać odbezpieczania pistoletu, pociągnęłam za mały uchwyt, a kiedy usłyszałam kliknięcie, wstrzymałam dech. Musiałam teraz dojść do małego okienka przy drzwiach, aby postrzelić natręta oraz sprawdzić, czy więcej osób nie kręci się wokół mojego terenu.
   - Susan... Jesteś tam? - usłyszałam głos po drugiej stronie i niemal natychmiast owiał mnie strach. Cholera, to nie był żaden znany głos z S.S.O.A. To był głos Pana Nieznajomego. - Wczoraj już nie chciałem się cofać, ale... zostawiłaś u mnie w samochodzie swój plecak - dodał, wyjaśniając przyczynę swojego najścia.
   Wypuściłam powietrze z płuc, jednak starając się zachować bezpieczeństwo, schowałam za sobą naładowaną i odbezpieczoną broń. Ostrożności nigdy za wiele, a co by się stało, gdyby on także był mordercą z mojej byłej firmy? Jednak czułam, że to nie było to. Owszem, dziwnie się zachowywał, jak na cywila, jednak moje przeczucie mi mówiło, że i tak coś skrywa, chociaż jest normalny. A na pewno nie jest żadnym mordercom.
    Westchnęłam raz jeszcze i zbluzgałam swoją głupotę. Jak mogłam zapomnieć o plecaku z jedzeniem? Ten facet ma stanowczo za dużo pozytywnych cech, co powinno być karalne, bo zapominam o istotnych rzeczach, takich jak plecach, czy wprowadzania do swojej kryjówki nieznajomego mężczyznę.
   I do swej listy mogę jeszcze dopisać, że otwieranie przed nim drzwi po raz drugi.
   - O, cześć - przywitał się, zaszczycając mnie uśmiechem. - Myślałem już, że cię nie ma i...
   - Wybacz, byłam w łazience - skłamałam i przepuściłam go w drzwiach.
   Wszedł powoli do domu, kierując się do kuchni, a ja raptownie zauważyłam, że mam uchylone drzwi od pokoju, w którym nie tylko spałam, ale także trzymałam broń. Pospiesznie za nim ruszyłam i jednym ruchem po cichu zamknęłam je, starając się, aby nie zauważył.
    I dobrze mi poszło.
    - Przyniosłem twój plecak. - Odwrócił się w moim kierunku i wskazał na przyczynę przyjścia, którą trzymał w prawej dłoni. Zaś, gdy podniósł lewą rękę, zauważyłam całą siatkę piw. - No i... pomyślałem, że się zrewanżuję za wczoraj.
   Odpowiedziałam mu uśmiechem i wskazałam mu brodą, aby usiadł.




___
Chciałam dłuższy napisać, ale niestety bratanek wstał i idziemy zaraz na spacer, a chciałam dzisiaj jeszcze dodać :)
Ej, no! Zauważyłam, że każdemu nie podoba się ten facet-że niby podejrzany. I owszem, macie racje. Coś z nim jest. Ale, znając moje wcześniejsze opowiadania, myślicie, że napiszę coś przewidywalnego? Kochani, powinniście mnie znać już dobrze :D
No cóż... Czas nagli, a dzisiaj mecz towarzyski Polski, więc muszę nadążyć ze wszystkimi rzeczami do roboty. Do usłyszenia już niedługo! :)
Aleksji





4 komentarze:

  1. Heh fajne tylko niech się tam za bardzo nie upiją :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Tyyyyyyyy wredoto jedna! A mnie karasz za takie zakończenie rozdziału :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawa jestem czy go przejrzy czy nie...
    Wiem,ja jak zwykle chce wiedzieć już,a tu nie ma tak dobrze :

    OdpowiedzUsuń
  4. Nooo ja chce Następny :c Dalej :c ..... Nwm co mam myślec o tym nieznajomym kurcze no mam pustke w głowie...ciągle się zastanawiam kim on jest ;//

    OdpowiedzUsuń