wtorek, 27 maja 2014

#1 Ucieczka przed światem




***


   Tak wyglądało moje życie sprzed dwóch lat. Szczerze powiedziawszy, cieszyłam się, iż zakończyłam już tamten żywot i w spokoju mogłam spędzić czas, nie zamartwiając się, że dostanę w każdej chwili zlecenie na zabicie jakiejś ważnej osoby. Teraz, po tych dwudziestu czterech miesiącach, mogłam zaczerpnąć świeżego powietrza w swoim małym i odizolowanym domu, który znajdował się w środku lasu, na całkowitym pustkowiu. 
   Nie odeszłam z pracy w sympatycznych warunkach. Szef nie chciał zrezygnować z najlepszego pracownika, ale nie miałam wyboru. Mój mózg był już tak przesilony, że nawet podczas picia herbaty notowałam w głowie wszelkie ruchy gałęzi i patrzyłam, czym mogę zastąpić broń. Nie zawsze nosiłam spluwy, albo noże, bo wytrenowali mnie tak, że nawet chusteczką papierową mogłam zabić. Jednak byłam za bardzo zmęczona tym wszystkim, więc pewnego dnia włożyłam do dużej koperty wszelkie swoje telefony komórkowe z nadajnikiem, wszelkie pistolety i paszporty, i zakleiwszy ją, zaniosłam do swojej siedziby, gdzie położyłam to wszystko pod drzwiami swojego szefa. 
   Później mnie nie było. Uciekłam bez śladu i kupiłam na fałszywe nazwisko mały domek, gdzie nie mieli prawa mnie znaleźć. Zmieniłam fryzurę i zaczęłam nosić soczewki kontaktowe, które zmieniły kolor moich oczu z niebieskich na brązowy. Do najbliższego sklepu, który mieścił się w tak malutkim miasteczku, że nie widniało na mapie, jeździłam rowerem i robiłam tygodniowy zapas zakupów, aby nie pokazywać się często wśród ludzi. Słyszałam dużo pogłosem na swój temat: byłam odludkiem i nawet mówiono o mnie, że mam coś nie tak z głową, ale się nie przejmowałam. Ważne, by nie wtrącali się do mojego życia. Chciałam być sama, z dala od kłopotów, jakie sobie naszykowałam. 
    Ogólnie nie tak sobie wyobrażałam życie w samotności. Właściwie w ogóle nie brałam pod uwagę tego, jak to będzie wyglądać. Jednak sam fakt, że tkwię sama w czterech ścianach, bez telewizora i jakichkolwiek znajomych, powoduje, że czuję się nieswojo. Byłam przyzwyczajona do kontaktów z ludźmi, a teraz całkowicie odizolowana. Jedynym połączeniem ze światem było moje radio, które do tej pory na minimalną głośność było włączone, kiedy ja właśnie zbierałam się do wyjścia, aby skoczyć na cotygodniowe zakupy. W moich uszach rozbrzmiał głos Luck'a Baggers, światowej sławy piosenkarza, który swoim śpiewem powodował u mnie ciarki na plecach. Musiałam przyznać, że jego słowa wpływały głęboko w moją duszę i niemal wiedziałam, jak czuje się nastolatek zakochany w swoim idolu. Dopiero, kiedy uciekłam od swojego życia, miałam czas, aby posłuchać muzyki i dowiedzieć się coś z magazynów o świecie popkultury i o innych rzeczach, które wcześniej mnie nie interesowały. Miałam szeroki zakres wiedzy na temat zabijania i uwodzenia, bo wcześniej tylko na tym opierało się moje życie, a nic innego nie było mi potrzebne. 
    Gdy po trzech minutach trwania w ciszy i trzymania nieruchomo dłoni na klamce Luck Baggers przestał śpiewać, otworzyłam drzwi i zamknęłam je, wkładając w szczelinę na samej górze swojego urwanego wcześniej włosa, po czym zamknęłam drewnianą dechę na klucz. Tym sposobem widziałam dokładnie, gdy wracałam do domu, czy przypadkiem ktoś się nie kręcił. Mały przezroczysty włos nie był widoczny i nawet przy najmniejszym pociągnięciu drzwi mógłby spaść. Nie miałam zamiaru ryzykować, więc nadal korzystałam ze swoim przyzwyczajeń, gdy pracowałam dla Secret Service to the Order of Assassins. 
     Podeszłam do drewnianych schodków i stąpając po nich powoli założyłam ciemnoczerwony plecak. Wsiadłam na rower i przygotowałam się do prawie godzinnej jazdy w kierunku miasta. 

 ***

   Co prawda, byłam już potwornie zmęczona, ale nie poddawałam się. Stałam właśnie w sklepie i ze znużeniem patrzyłam się na półki, nie wiedząc dokładnie, co kupić. 
    Był upał. Ponad trzydzieści stopni w cieniu, a do tego brak klimatyzacji w tym budynku. Po męczącej trasie chciałam zaczerpnąć zimnego powietrza, które jednak nie dane mi było poczuć w pomieszczeniu. Na domiar tego automat z lodowatą wodą, który zawsze stał czynny niedaleko wejścia do małej branżówki, teraz stał zepsuty z napisem ''awaria''. Pokręciłam głową, nie wierząc swojemu nieszczęściu. 
    Do koszyka wrzuciłam konserwy w puszce z czerwoną etykietą. Nie patrzyłam nawet na cenę, ani na to, co właśnie brałam. Chciałam jak najszybciej udać się do zaciemnionego przez drzewa miejsca. Wzięłam jeszcze wodę, jakieś pierwsze lepsze gazety oraz pieczywo i ruszyłam w kierunku kasy. 
    Kasjerka, znając już moje zachowanie bardzo dobrze, kiwnęła mi tylko głową na przywitanie i zaczęła kasować wszelkie artykuły. Podyktowała cenę, a ja wyjęłam z plecaka portfel, płacąc nie swoimi pieniędzmi, po czym spakowałam wszystko i wybiegłam ze sklepu, aby jak najprędzej się stąd oddalić. 
    Gdy byłam jeszcze Brooke Runtison, blondynką o niebieskich oczach, mogłam topić się w pieniądzach. Za każde swoje zlecenie dostawałam z góry, dzięki czemu mogłam przygotować się doskonale do swego zadania. Droga biżuteria, aby wejść na jakiś bal. Kuse sukienki od znanych projektantów, aby zahipnotyzować niejednego faceta. A reszta oszczędności? Została, a ja, już jako brunetka z brązowymi oczami, wzięłam je ze sobą. Umiałam zachować trochę umiaru w sklepie, więc teraz wystarczyło mi, aby wyżywić się na jakieś dziesięć lat. A co później? Później sobie jakoś poradzę. 
    Jechałam rowerem, rozmyślając nad wszystkimi rzeczami związanymi z  S.S.O.A, przez co nie zauważyłam średniego kamienia, na który najechałam niefortunnie kołem. W jeden moment straciłam równowagę i dzięki swoim umiejętnościom zeskoczyłam z roweru, jednak mój sprzęt nie miał tyle szczęścia i wylądował na ziemi ze skrzywionym kołem. 
    Serio? To wszystko przez jeden, mały kamień? - zapytałam siebie i przeklęłam na głos, spoglądając na niebo. Jeździłam tą drogą już od dwóch lat i żadna cholerna rzecz nigdy nie stanęła mi na drodze, a akurat dziś, kiedy było powyżej trzydziestu stopni, nagle mój rower został pokonany? 
    - Do diabła - warknęłam jeszcze do siebie i z nałożonym nadal plecakiem podeszłam do sprzętu, oceniając straty. Po chwili westchnęłam ciężko. 
    Plus był taki, że dało się naprawić. A minus? Cóż... Potrzebowałabym odpowiednich narzędzi, które miałam w swoim domu. A ten zaś był godzinę drogi  r o w e r e m  stąd. Lub ponad dwie godziny szybkim krokiem na piechotę. Czy już wspominałam na temat wysokiej temperatury? Właśnie poczułam, jak ona wzrasta. 
    - Nic pani nie jest? - usłyszałam za sobą męski głos i skamieniałam, gdy zdałam sobie sprawę, że to do mnie. Powolnym ruchem głowy, nie odwracając się do niego, pokiwałam głową i spróbowałam postawić rower, jednak przerwała mi w tym para rąk, które zrobiły to za mnie. 
    - Poczeka pani, pomogę - oznajmił mężczyzna i tak też zrobił. Miałam za to szansę na szybkie obejrzenie go, aby sprawdzić, czy to nie jakiś wysłannik z  S.S.O.A, jednak to, co zobaczyłam, omal nie spowodowało u mnie ataku serca. 
    Nie, nie chodziło tu o niego. Owszem, w sekundę oceniłam wszystko, co było z nim związane. Wysoki, dobrze zbudowany szatyn, o jasnych oczach, której barwa nie była ani zielona, ani nawet niebieska. Miał na sobie szorty plażowe i białą koszulkę bez rękawów, która opinała jego umięśnione ciało. Zapewne wracał z pobliskiej rzeki, choć nie wyglądał mi na plażowicza. Ponadto nie miał przy sobie żadnej broni, jak i nie zarejestrowałam w otwartym samochodzie, który zaparkował za mną, nic, co związane by było, że zechciałby mnie zabić. Uśmiechnął się do mnie tak, że zabrakło mi tlenu w płucach, jednak rzuciwszy okiem ponownie za nim zdecydowałam, że jeśli zaraz nie ucieknę, nie umrę na pewno z powodu braku powietrza. 
    - Rure od przedniego koła trzeba potraktować młotkiem i obcęgami wyciągnąć tę część, aby nie zagradzała oponie. - Zarejestrowałam jego głos i zauważyłam, że nieznajomy pochyla się nad rowerem, oceniając szkody. Zachciało mi się śmiać, bo już sama wcześniej to zrobiłam, ale przynajmniej doszłam do jeszcze większego wniosku, że ten facet jest w porządku. Jest bezpieczny. I jest mi teraz potrzebny. 
    - Susan Muliarts - przedstawiłam się, szybko wyciągając w jego kierunku dłoń. Uściskał ją, racząc mnie uśmiechem, a ja odpłaciłam mu tym samym. - Słuchaj... Mam prośbę - zaczęłam, udając niepewność. Spojrzałam na swoje czarne trampki i zastanawiałam się, czy jeśli nie zezwoli, dam radę stąd niezauważalnie uciec. Ale wiedziałam doskonale, jak radzi sobie S.S.O.A i nie miałam szans. Choć byłam jedną z najlepszych, miałam dwuletnie zaległości. 
    Wzięłam mocny wdech i z odwagą spojrzałam w jego jasne oczy. Kiwnął na znak, bym kontynuowała.
    - Za półtora godziny przyjeżdża moja rodzina, a na piechotę nie dam radę dojść do tego... 
    - Jasne, wskakuj - wzruszył ramionami i skierowaliśmy się do jego jeepa, na którym przypiął zręcznie rower. Przed wejściem mrugnął jeszcze do mnie, a ja spojrzałam się na dwóch mężczyzn w czarnych garniturach, którzy wyszli z nowej audi, rozglądając się po ulicy i zakładając okulary. Zanim mnie zauważyli wskoczyłam do auta i zaczekałam, aż mój kierowca odjedzie. 
    Po chwili już wkraczaliśmy w las.


_______________________
I jak się podoba? :) Chciałam kompletnie coś innego sklepać, ale wpadłam na pewien genialny plan, o którym dowiecie się dopiero za kilka - może kilkanaście? - rozdziałów :3

5 komentarzy:

  1. Zajebisty rozdział <3
    Ona rzeczywiście jest odizolowana od świata. Rany Julek, ja bym tak nie mogła.
    Wiedziałam, że spotka jakiegoś faceta :3.
    Czyżby panowie w garniturkach byli wysłannikami z S.S.O.A?
    Obstawiam, że tak.
    Weny życzę ;)
    ~ Joanna O.

    OdpowiedzUsuń
  2. Obstawiam że coś się wydarzy ahh :P
    Super się zaczyna

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny <3
    Mam wrażenie,że ten chłopak też pochodzi z tej organizacji ? Bo tak nagle na takim odludziu się znalazł ?
    Poczekamy zobaczymy
    A co do panów w garniturach to na pewno byli z S.S.O.A Ps.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystkich zastanawia chłopak, a mnie zastanawia kamień. Skąd on się tam wziął? Przecież zauważyłaby go jak jechała do sklepu xD
    Nie no, a tak na serio to bardzo mnie zaciekawił i muszę ci się przyznać że też od razu spodziewałam się wysokiego przystojnego bruneta. Tacy zawsze mieszają w życiu, a szczególnie w twoich opowiadaniach :D
    Chyba zauważyłam literówkę "oceniając szkoły"
    Życzę weny i oczywiście czekam na kolejny rozdział kochana <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahaha. No wiesz, nawet najlepszym Tajnym Zabójcom zdarzają się wpadki, takie jak właśnie ten kamień xD
    Cóż, przystojniacy nawet w życiu codziennym mieszają w głowach, więc tutaj to już pojęcie względne :P
    Dziękuję za wyłapanie błędu i oczywiście, jeśli znajdę, to poprawię natychmiast. :D
    A rozdział już niebawem :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń