niedziela, 13 lipca 2014

#7 Postrzelona wiarygodność




***


   Mrugając nieprzytomnie zaczęłam przyglądać się znajomej postaci, która z każdym swoim krokiem zbliżała się do mojej osoby. Serce waliło mi jak oszalałe i miałam wrażenie, że zaraz wyleci pod wpływem adrenaliny, która krążyła w tej chwili w moich żyłach i napędzała je z drastyczną szybkością. 
   Lucas był tak naprawdę Luckiem Bugger'sem, moim idolem. Co racja, wciąż zostałam przez niego niezauważona, ale nie mogłam powstrzymać rumieńców, gdy zdałam sobie sprawę, w jakich zażyłych stosunkach byłam z nim, kiedy nie wiedziałam dokładnie kim on jest. Do diabła! Przecież nawet przy nim fałszowałam jego piosenkę, a on nie śmiał nawet mi powiedzieć, że to  j e g o  muzyka... 
  Przeklęłam pod nosem i szybko orientując się, że nadal stałam na stole, zeszłam z niego i zamierzałam podążyć w kierunku wyjścia, znikając z jego pola widzenia, lecz tłum fanek, który zaczął przedzierać się z ulic do knajpy, stał się tak gęsty, że nie byłam w stanie się przecisnąć. Ze względu na to, że chciałam zostać niezauważona, musiałam jak najszybciej znaleźć inną drogę ucieczki i w końcu, gdy tylko odwróciłam się w stronę drzwi w niewielkiej wnęce z napisem ,,WC", pobiegłam co tchu w tamtym kierunku, zabierając ze sobą swoje rzeczy. 
  Gdy otworzyłam to pomieszczenie, przede mną widniało jeszcze jedno z kolejnymi dwoma drzwiami. Wiedziałam, że to oznaczało, iż jedna toaleta jest damska, druga męska, jednak zbliżając się do nich przeklęłam ponownie, widząc brak znaku - nikt nie raczył ich oznaczyć, albo co gorsze ktoś oznaczył, ale wandale to usunęli. 
    Chciałam otworzyć te z prawej strony i zasugerować przynajmniej po wyglądzie, do której toalety trafiłam, ale nie miałam czasu, bo w następnej sekundzie główne drzwi zaczęły się otwierać, a ja z myślą, że to Lucas, szybko wbiegłam do pierwszego lepszego pomieszczenia, zamykając za sobą. Jednak po chwili przeklęłam, gdy zauważyłam, że te ,,WC" nie tylko jest męskie, ale również i dwu kabinowe, co oznaczało, że musiałam do jednego wejść, aby się schować. 
    I tak też zrobiłam na całe szczęście, bo chwilę później usłyszałam wrzaski i dwa odgłosy butów, po czym ktoś trzasnął drzwiami i całe to zamieszanie ucichło. 
    Nie weszli? - pomyślałam sobie, ale po chwili przeklęłam w myślach, gdy dwaj mężczyźni zaczęli się odzywać. 
    - Cholera, Marc. Musiałeś rozwalić samochód?! - warknął Luck nieźle zziajany, jakby przebiegł maraton. 
    Słysząc jego głos, ciarki przeszły mi po plecach. Powstrzymując drgawki z powodu adrenaliny, musiałam się odwrócić, aby zobaczyć czy trafiłam do czystej kabiny. W powietrzu czuć było odór gówna i moczu, i musiałam powstrzymywać odruchy wymiotne, aby nie wydać się ze swoją kryjówką. 
    Brudna ubikacja - tyle zdołałam zarejestrować, zanim zasłoniłam dłonią usta, powstrzymując się przed wymiotami. Przymrużając delikatnie oczy zbliżyłam się do sedesu i złapałam za górę od deski, aby ją przymknąć i nie być skazana na tak niedogodne widoki. Całe szczęście nie uszedł podczas tej czynności żaden odgłos, więc odwróciłam się ponownie w kierunku pomarańczowych drzwi od kabiny i sprawdziłam, czy aby na pewno przekręciłam zamek. 
    - Luck, przecież wiesz, jak to było - stwierdził oschle ten drugi, zapewne ochroniarz i kumpel Lucasa. - Mówiłem ci, żebyśmy pojechali innym samochodem. Ten merc nie ma przecież nałożonych zimówek, a na dworze, chociaż nie ma śniegu, jest cholernie zimno - wyjaśniał. - Opony się ślizgały, a gdy tamten głąb mnie wyprzedził i skręcił... 
     - Dobra, już dobra... - przerwał mu, a ja już oczami wyobraźni widziałam, jak machnął niedbale ręką. - Lepiej zadzwoń do Carla. Niech przyjedzie tu po nas i pomoże nam się stąd wydostać. 
    - Ale wiesz, że fanki ci tak łatwo nie popuszczą - słusznie zauważył Marc, a ja uniosłam brew czekając na jego odpowiedź. 
     Ale ona nie nastała, bo coś im przerwało. 
    Podskoczyłam raptownie, gdy usłyszałam, jak kabinę obok ktoś głośno się wysrał, jęcząc przeciągle z ulgi. Ta scena była tak komiczna, a zarazem ohydna, że w pierwszym momencie stanęłam sparaliżowana zaistniałą sytuacją. Po drugiej stronie ściany słyszałam jeszcze głośny oddech osoby, która siedziała w drugiej kabinie. Chwilę później, gdy dwaj mężczyźni, którzy zapewne do tej pory stali pod drzwiami, zaśmiali się, ja również chciałam im zawtórować, jednak musiałam się powstrzymać, bo do moich nozdrzy doszedł tak potworny smród, że poczułam, jak uginają mi się nogi, a dzisiejsze śniadanie nieprzyjemnie podchodzi do góry. 
    Nie wytrzymałam. Widziałam, że jeśli zaraz stąd nie wyjdę, zrzygam się do obsranego klozetu, a to nie byłby dobry wybór. Nie myśląc za wiele, otworzyłam drzwi i wybiegłam, próbując jak najszybciej oddalić się od tego smrodu. Korzystając jeszcze ze swych gimnastycznych ruchów, rozpędziłam się szybko i skoczyłam na zlew, aby oprzeć się o ścianę i sięgnąć w stronę klamki wysokiego, małego okna, otwierając je na szerokość. Do mych nozdrzy od razu wdarło się świeże powietrze i z ulgą westchnęłam, zdając sobie sprawę, jak blisko byłam do stanu uduszenia się. 
     - Su-Susan? - usłyszałam drżący głos i otworzyłam natychmiast szeroko oczy uświadamiając sobie, że właśnie wyszłam na światło dzienne i wystawiłam się na widok. 
      Trzymając się kurczowo parapetu odwróciłam się w kierunku Lucasa i od razu tego pożałowałam, bo widząc tę przystojną twarz, która w gzymsie zdziwienia wpatrywała się we mnie bez słowa, moja noga się obsunęła i poślizgnęłam się na mokrym zlewie, lecąc twarzą wprost w podłogę.
      Lecz na całe szczęście Luck był szybszy, bo w sekundę znalazł się w odpowiednim miejscu i w locie mnie złapał. Co racja, musiał cofnąć się parę kroków, bo nie mógł z początku złapać równowagi, jednak jego bezpieczne i umięśnione barki - nie moja wina, że ,,przypadkowo'' moje ręce zacisnęły się nerwowo na ramionach Lucasa i ,,po drodze'' zaczęły oceniać jego sylwetkę, którą notabene oceniałam na całą, pełną dziesiątkę - zdołały mnie utrzymać i już po chwili oboje westchnęliśmy z ulgą.
    - Susan, co ty tu, do cholery, robisz? - zapytał bardziej zdenerwowany, a ja nie wiedziałam, dlaczego zawdzięczałam jego zmianę nastroju.
      Czując, jak jego ciało się napina od nerwów, ruszyłam delikatnie nogą, aby dać mu znać, żeby mnie puścił. I tak też zrobił, więc szybko, będąc już uwolniona od jego uścisku, zmierzyłam w kierunku drzwi, nie mogąc wysilić się na choć rzuceniem na niego okiem, ale niestety jego goryl zasłonił mi drogę ucieczki. Sfrustrowana jęknęłam, patrząc się w zielone oczy Marca, a on bez ich zmrużenia skrzyżował ręce na swej szerokiej piersi i bez słowa czekał na... zapewne instrukcje, które miały paść z ust jego kumpla.
     - Zapomnij, że mi tym razem uciekniesz - oznajmił oschle, a ja z przestrachem zwróciłam się w kierunku głosu i przeklęłam widząc, jak Lucas również krzyżuje ręce. - Nie sądzisz, że należą mi się jakieś wyjaśnienia?
      Wyjaśnienia? On sobie chyba kpił - pomyślałam, nie mogąc wymyślić żadnego powodu, dla którego winna jestem cokolwiek mu wyjaśniać. Miałam mu powiedzieć powód, dla którego byłam w męskiej kabinie? Niech zapomni...
   - Dlaczego wtedy ode mnie uciekłaś, jakbym był jakimś mordercą? - zapytał, a ja od razu przypomniawszy sobie tamtą akcję, zauważyłam, jak trafnie ocenił moje zachowanie.
      Ale... Najbardziej zdziwił mnie fakt, że on pamiętał wydarzenie sprzed pół roku. Owszem, może i ja też często, a nawet bardzo często, wspominałam tamte chwile, jednak to nie czyni wyjaśnienia, dlaczego Luck Buggers, sławny piosenkarz, który ukrywał przede mną swoją prawdziwą tożsamość, mając na głowie stos innych rzeczy do zapamiętania, w pierwszym naszym zetknięciu od dłuższego czasu, robi mi wyrzuty na temat mojej ucieczki w lesie.
      - I dlaczego tak nagle zniknęłaś, Susan? Byłem u ciebie kilkanaście razy, zanim nie wyjechałem, ale ciebie w domu nie było. - Zmrużył brwi i przyglądał mi się przez chwilę widząc, jak biję się ze swoimi myślami.
      - Dobra, będziesz tak milczeć, czy w końcu cokolwiek powiesz? - zapytał po kilkudziesięciu sekundach, kiedy nadal nie otrzymał ode mnie odpowiedzi.
      Do diabła, jaki on był przystojny. Znaczy się... pamiętałam jego przystojną twarz, z mocno zarysowaną szczęką, na której widniał teraz parodniowy zarost. Pamiętałam również jego jasne oczy, w których odcień przejawiał się we wszystkich kolorach. Pamiętałam także jasno brązowe włosy, za które zawsze chciałam złapać i przyciągnąć bliżej do siebie oraz usta, za które każda kobieta mogłaby zabić, aby tylko je dotknęły. I to dosłownie.
    Ale... W wyobrażeniach, gdy często wracałam wspomnieniami do tamtych chwil, nawet nie przypuszczałam, że z powodu upływu czasu jeszcze bardziej stanie się cudowny. Miał na sobie nałożoną przemoczoną koszulę w niebieskie linie, którą niedbale włożył w dżinsowe spodnie. Był jeszcze cały mokry od deszczu, co powodowało, że jeszcze bardziej uwidaczniały się jego mięśnie na ciele, gdy materiał przyklejał się do skóry.
        Kiedy przeniosłam ponownie swój wzrok na jego twarz, omal nie zakrztusiłam się własną śliną, zauważywszy, że Lucas również ocenia moje ciało z ciemniejącym wzrokiem. Teraz już rozumiałam ludzi, którzy mówili, iż czuli się tak, jakby ktoś rozbierał ich samym spojrzeniem. Poczułam się raptownie naga i gdyby nie fakt, że Marc chrząknął nieco niezręcznie, stalibyśmy tak zapewne jeszcze długi czas.
     - Luck, czy zostawić was... - Nie dokończył, tylko kciukiem wskazał drzwi za sobą. Mężczyzna kiwnął mu głową, a po chwili zostaliśmy sami, słysząc lekkie trzaśnięcie.
     - Susan... Czemu mi nie powiedziałaś, że wyjeżdżasz? - zapytał, spoglądając w moje oczy.
     Nadal staliśmy parę metrów między sobą, ale byłam tak zahipnotyzowana jego osobą, że nie miałam siły ruszyć się nawet o krok. Mrugnęłam parę razy, aby w końcu otrzeźwieć z umysłu, ale to niewiele pomogło. Chrząknęłam, próbując pozbyć się guli w gardle, jaka powstała podczas mojego zamroczenia.
     - Czemu mi nie powiedziałeś kim jesteś? - dopowiedziałam pytaniem na pytanie i zdołałam zauważyć, że raptownie pobladł na twarzy.
     Jednak nie doczekałam się odpowiedzi, gdyż przerwała nam woda, która została spuszczona w zajętej toalecie. Kompletnie zapomniałam o istnieniu jeszcze jednego widza. Oboje przenieśliśmy więc wzrok na kabinę, w której usłyszeliśmy po chwili przekręcenie kluczem, a ja, nie wiedząc czemu, włożyłam instynktownie rękę do torebki, szukając pistoletu.
      Drzwi się otworzyły i powolnym krokiem wyszedł z nich mężczyzna koło dwudziestki, zapinający jeszcze pasek od spodni. Jednak, gdy podniósł głowę i zauważył mnie, na jego twarzy dało się zauważyć przebłysk olśnienia. W sekundę zza pleców wyciągnął spluwę, celując we mnie, ale ja byłam równie szybka, wymierzając w niego swój pistolet.
     - Padnij! - zdołałam jeszcze krzyknąć Lucasowi, zanim po pomieszczeniu rozniosło się echo strzałów.
_____________________________________________
Ze względu na zbliżające się urodziny pewnej osoby, która jutro je obchodzi (14.07), chciałabym życzyć jej naj, najlepszego! Ślepoto :* Może i, Natalio, nie znamy się długo, jednak wystarczająco, aby móc Ci życzyć wszystkiego najlepszego - abyś nigdy nie traciła weny i chęci, aby spełniać swoje marzenia. Aby w najbliższej przyszłości skończyła pisać swoje cudowne opowiadanie i - kto wie? - wydała je, a wszyscy Twoi najbliżsi Ci w tym pomogli, wspierając z wielkim sercem. Abyś nigdy nie traciła nadziei na lepsze jutro. I abyś... jak to mamy w zwyczaju, znalazła swoją idealną ,,drugą połówkę" i aby to On był takim wyśnionym, wymarzonym przystojniakiem, którego tak bardzo pragniemy znaleźć, a jedynie znajdujemy go w swoich opowiadaniach, gdzie wypisujemy o nim najwspanialsze rzeczy, modląc się cicho w duchu, żeby wyszedł z tego opowiadania i zawitał w naszych drzwiach. Niech to, do cholery, w końcu się zdarzy! ;d No i chciałabym Ci również życzyć, żebyś się nigdy nie zmieniała - zostań taka, jaka jesteś, a drzwi do wielkiego życia otworzą się przed Tobą szeroko.
I Tobie właśnie dedykuję ten rozdział! :) Choć nie jest taki... Hmm... Łączący się w jakiś sposób z tymi życzeniami, ale mam nadzieję, że Tobie się spodobał :)
Urodzinowe buziaki Ci wysyłam, Natalio! :*
STO LAT, ŚLEPOTKO! :D
I pamiętaj: Life is brutal, ale musisz stawić temu czoła :) 


A reszcie również dziękuję za takie komentarze, które bardzo motywują do dalszego działania. Dziękuję, że ze mną jesteście <3
I miałabym prośbę - jeśli czytasz, w komentarzu daj chociaż głupią kropkę, abym wiedziała, ile osób czyta to opowiadanie :)  [istnieje możliwość napisania komentarza anonimowego, więc wszyscy mogą zostawić po sobie ślad :)]
Aleksji

wtorek, 8 lipca 2014

#6 Uśmiech strachu






    - A teraz witamy w studiu Luck'a Buggers'a. Słynnego, amerykańskiego piosenkarza, który zdobył...

   Cholerne radio.
   Miałam nastawione automatyczne włączenie o godzinie ósmej, jednak za każdym razem coraz bardziej oburzałam się na myśl o wczesnym wstawaniu; przede wszystkim, gdy późno w nocy kładłam się spać. Lubiłam nocną porą wyglądać przez okno i gapić się na świat z myślą, że ,,jutro" może nie nastąpić. Byłam nastawiona psychicznie do swoich niepowodzeń, więc musiałam się przygotować na widok agentów, chcących mnie zabić.
    Wygramoliłam się szybko z łóżka, zanim powieki ponownie się przymknęły. Biała pierzyna wylądowała niedbale na jasnym parkiecie, a po chwili usłyszałam również głuchy huk spadającej poduszki. Jęknęłam z rozdrażnienia i ciężkim krokiem weszłam do łazienki, która znajdowała się obok mojego pokoju. Przestronna, z czarno-białymi kafelkami, świetnie pasowała do reszty pomieszczeń całego mieszkania, w szczególności, że zostało wybudowane w nowoczesnym stylu. Spojrzałam w lustro, które ulokowane było nad ciemnym zlewem i prychnęłam śmiechem widząc swoją czarną szopę na głowie. Zaspanym wzrokiem również zlokalizowałam lekko podwiniętą na brzuchu, krótką, jasną bluzkę, mająca na piersiach wizerunek Hello Kitty. Krótkie, różowe spodenki nie zakrywały mi nóg, po których przeszły ciarki za sprawką zimnego podłoża. Drgnęłam i odkręciłam wodę w kranie, schylając się, aby przemyć twarz. Gdy to uczyniłam i ręcznikiem osuszyłam pozostałości po porannym myciu, kucnęłam pod zlewem i wyjęłam z dolnej szuflady biało-zielone pudełeczko, w których znajdowały się moje zielone, całoroczne soczewki. Po szybkim założeniu na swoje brązowe oczy udałam się w kierunku pokoju, do garderobianej szafy, aby przygotować rzeczy na dzisiejszy dzień.
    Pół godziny później, gdy związałam rozczesane włosy w wysoki kucyk i przebrałam się w dżinsowe biodrówki oraz żółty golf, podreptałam do kuchni, aby zrobić sobie śniadanie; klasycznie wyjęłam z lodówki jajka i ubijając je najpierw, usmażyłam na patelni omlety, które zalałam na koniec syropem klonowym. W ten sposób parę minut później tkwiłam na kanapie z pełnym żołądkiem i zamykając co chwilę oczy, zastanawiałam się nad tym, co powinnam dziś zrobić.
    Może spacer?
    Przekręciłam głową w stronę dużego okna i ze smutkiem stwierdziłam, że pada deszcz. Mimo styczniowej pogody w tym mieście ani razu nie zawitał śnieg, co było przyczyną mojego przygnębienia. Lubiłam w zimowe wieczory chodzić na spacery wśród białych płatków, które spadały z chmur, a nie wśród kropel deszczu rozmywające mój uśmiech z twarzy. Owszem, wcześniej taka pogoda mi się odpowiadała, jednak wśród zgiełku wielkiego miasta kompletnie moje upodobania się zmieniły. Wolałam słoneczny dzień, niż zachmurzony. A towarzystwo? Bardzo mi odpowiadało, nie to, co poprzednio. W końcu musiałam zacząć żyć i z niego korzystać, nie martwiąc się jutrzejszym dniem.
    Knajpa.
    Tak, ta opcja najbardziej mi odpowiadała pod względem braku swobodnych działań. Tam znajdę się wśród ludzi, którzy zapewne w większości przypadkach chronią się przed deszczem. Cóż, ja sama się uchronię od nudy, która już echem odbijała się od białych ścian swojego wynajętego mieszkania w wieżowcu.
    Parę minut później, gdy na plecy zarzuciłam czarny płaszcz, ubrałam kozaki do kostki i wzięłam po drodze torebkę, zakluczyłam drzwi od mieszkania i zjechałam windą na parter, kierując się w stronę wyjścia. Na dworze nadal lał deszcz, a więc wyjęłam parasol i otworzyłam go, skręcając od razu w prawą stronę, w pobliską ulicę, na której była knajpa "Summer love". Słyszałam od osób z siłowni, że otworzyła ją para zakochanych ludzi, którzy spotkali się pierwszy raz podczas lata na rogu właśnie tej ulicy i zakochany po uszy dawniejszy właściciel postawił nieznanej sobie kobiecie, spotkanej przypadkowo na ulicy, hot doga z budki, która stała nieopodal nich. Owa kobieta nie bardzo była zadowolona jego zalotami, ale w końcu mężczyzna zdobył w ciągu lata jej serce i tym sposobem są ze sobą już sześćdziesiąt lat. W wieku dwudziestu pięciu postanowili otworzyć knajpę na tej ulicy o takiej nazwie i tak właśnie zostało; jednak z powodu starości nie mogą prowadzić swojej działalności, a więc wnuki zaczęły pilnować ich majątku.
    Romantyczna historia, ale ile w tym prawdy? Znając świat, który zwiedziłam bardzo dokładnie, sądziłam, że to tylko chwyt reklamowy, aby przyciągnąć w to miejsce więcej klientów. Ale szczerze powiedziawszy nie interesowała mnie ta historia - wręcz przeciwnie. Byłam tutaj kilkakrotnie w ciągu tych sześciu miesięcy i jedno musiałam przyznać - serwowali pyszne jedzenie z dobrym alkoholem. Wieczorami nie było borut, jak w większości przypadkach pozostałych knajp, a klimat tego miejsca na prawdę był rodzinny.
    Kiedy w końcu dotarłam do celu, otworzyłam szklane drzwi i po chwili każdy z obecnych usłyszał dzwoneczki, które spowodowane były moim wejściem. Miałam rację: tłum ludzi, którzy w połowie byli mokrzy, śmiali się i otrzepywali swoje mokre odzienia wśród swych napotkanych znajomych. Zamawiali przy barze ciepłe napoje, takie jak kawa i herbata, rozmawiając głośno. Jednak musiałam zauważyć, że nie było ich tak wielu, jak myślałam. Tylko parę stolików było zajętych; w większości wolnych, więc podeszłam do jednego z nich, bardziej w głąb, rozkoszując się ciepłem tego miejsca.
   Brązowe ściany, pokryte zdjęciami różnych roześmianych twarzy, dawało rodzinną atmosferę, a czerwona podłoga i biały sufit ukazywał dobrany klimat tego miejsca. Już od pierwszego wrażenia wiedziałam, że zarówno można tu się schlać w trzy dupy - jak to mówi młodzież - jak i zjeść dobry, domowy obiad w dobrym towarzystwie. W tle grała radiowa muzyka, a przy barze widniał telewizor, gdzie można było oglądać mecze lub teledyski - w zależności od czasu.
    - Andrea? - usłyszałam znajomy głos, gdy wygodnie rozsiadłam się w kącie, z daleka od wejścia i zimnego powietrza, które wiało, gdy ktoś wchodził lub wychodził. Kiedy podniosłam głowę i zauważyłam mojego nowego towarzysza, przeklęłam pod nosem i od razu, maskując swoje niezadowolenie, na moją twarz wpłynął sztuczny uśmiech.
    - Alan? Nie wiedziałam, że tu jesteś... - stwierdziłam szczerze. W końcu, gdybym wiedziała, że ten głupi mięśniak będzie na horyzoncie, z całą pewnością cofnęłabym się do swojego bezpiecznego mieszkania, z daleka od niego.
    Uśmiechnął się do mnie i przysiadł po drugiej stronie stołu, kładąc na nim łokcie. Jego czarna kurtka ściągnęła się na ramionach, opinając szerokie muskuły, podczas gdy ja rozmyślałam którym ewakuacyjnym wyjściem ruszyć. Chciałam, by sobie poszedł, jednak moja grzeczność urosła w górę i starałam się opanować nerwowy ścisk szczęki, który zawsze miałam podczas jego obecności.
    - Stałem przy barze, jak wchodziłaś. - Ruchem ręki wskazał miejsce, gdzie wcześniej siedział, a kiedy kiwnęłam głową na znak, że rozumiem, zaczął kontynuować. - Nie chciałem krzyczeć przez salę, więc stwierdziłem, że podejdę. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam, co? - Nawet nie raczył czekać na moją odpowiedź; zaśmiał się tylko pod nosem i pokręcił głową. - Poza tym ja tylko na chwilę, bo mam dzisiaj Świeżaków do trenowania. A ty co? Dzisiaj nie trenujesz?
    - Ja...
    - No tak, codziennie nie można, prawda? - przerwał mi w pół zdania, a ja zagryzłam zęby z nerwów.
    Czemu stałam się tak dobroduszna? - zapytałam samą siebie, bo już w myślach rozgrywał się scenariusz, w którym główną rolę miałam ja, a drugoplanową moja spluwa, którą wyjęłabym z miłą chęcią ze swej torebki i wymierzyła w osobnika naprzeciwko. Od tych trzech miesięcy, kiedy miałam z nim do czynienia, strasznie mnie wkurzał z powodu swojego zadufanego w sobie zachowania. Ciągle mnie zaczepiał, próbował różnych taktyk, aby w końcu zdobyć mój numer telefonu oraz zaprosić na randkę - jednak ja za każdym razem odmawiałam lub uciekałam pod byle pretekstem.
     - Zresztą... Co tu robisz, podczas takiej ulewy? Do pracy lecisz? A tak w ogóle... Gdzie pracujesz, jeśli można wiedzieć? - zapytał zainteresowany, a ja spróbowałam nie marszczyć brwi w nerwowym geście, lecz mi się nie udało.
     - Pracuję w banku - odpowiedziałam szybko, na co powoli kiwnął głową, a po chwili, kiedy chciał coś powiedzieć, jego zegarek zapiszczał. Spojrzał na niego i przeklął, wstając niezwłocznie z krzesła i wyciągając swoją dłoń w moim kierunku. Ujęłam ją, jednak nawet przez myśl mi nie przeszło, że ucałuje moje kosteczki w ręce, dlatego też z tego powodu drgnęłam przestraszona.
   - Muszę lecieć, wybacz. Świeżaki zaraz będą, a nie mogę za długo opuszczać stanowiska pracy. Masz może czas dziś wieczorem? Wyskoczylibyśmy na drinka - zaproponował znowu, a ja niezwłocznie pokręciłam głową, robiąc przy okazji zbolałą minę.
   - Przepraszam, ale do późna pracuję i...
   - Kiedyś się ze mną umówisz, zobaczysz - znowu mi przerwał i mrugnął pospiesznie, oddalając się od mojego stolika i podążając w kierunku wyjścia. Odprowadziłam go jeszcze wzrokiem, zanim nałożył na swoją łysą głowę czarny kaptur i wyszedł w deszcz, skręcając w boczną ulicę.
    Odetchnęłam z ulgą. Znowu byłam sama wśród nieznanych mi osób, ze swoją stertą myśli. Wkurzało mnie zachowanie Alana. Nie podobał mi się w ogóle i nawet nie wywarł u mnie pierwszego dnia dobrego wrażenia, gdy go poznałam. Pamiętałam nadal, że wchodząc pierwszy raz do siłowni, którą przyuważyłam podczas spaceru, przy recepcji opierał się wielki, napakowany, łysy facet, który bajerował zniechęconą kobietę. Z tego, co było mi wiadome, również długo tu nie pracował jako trener, ale nie miał w ogóle podejścia do kobiet, żeby potrafić umówić się z nimi na kolację, czy do kina. 
    Nagle do moich uszu doszedł kobiecy pisk i odniosłam wrażenie, że owa osoba, wydające ten odgłos, albo była świadkiem jakiegoś tragicznej sytuacji, lub sama stała się ofiarą. Intuicja wzięła w górę i w jednej sekundzie poderwałam się ze stołu, szybkim ruchem ręki wyjmując z torebki pistolet, który potajemnie leżał na jej dnie. Lecz nie zdążyłam tego zrobić na całe szczęście, bo po chwili kolejne kobiety rzuciły się w stronę wejścia, piszcząc z radości. 
    - O mój Boże... - usłyszałam pomiędzy hałasami. Mężczyźni również zwrócili się zdziwieniu w kierunku drzwi, a ja nie czekając na dalsze mijające sekundy, stanęłam w swoich mokrych i zabłoconych kozakach na krzesło, a potem na drewniany stół, próbując zobaczyć co jest powodem tego zamętu. 
    - Czy to... 
    - Luck Buggers! - zawołały dziewczyny, gdy drzwi się otworzyły, a do pomieszczenia wszedł wysoki mężczyzna, który od razu zaczął torować sobie drogę wraz ze swoim kolegą-ochroniarzem, ubranym na czarno. Od razu do moich myśli doszła informacja, do kogo należało to nazwisko i aż sama nabrałam powietrza w płucach, gdy zdałam sobie sprawę, że niedaleko mnie podąża właśnie sławny i jednocześnie mój ulubiony piosenkarz. 
    Jasna czupryna włosów nadal przebijała się przez fanki, a ja zmarszczyłam brwi widząc, jak mężczyzna się wyłania z tłumu. Czekałam z zapartym tchem na jego widok, bo jeszcze nie miałam okazji widzieć jego postaci ani w telewizji, ani w gazetach, a tym bardziej w realnym życiu. Wyjęłam dłoń z torebki wiedząc już, że nie będę musiała używać jej w obronie własnej, bo nie miałam w końcu do czynienia z agentami, tylko z wielkim gwiazdorem. 
    Jednak to, co zobaczyłam parę sekund później, niemal spowodowało u mnie runięcie ze stołu. Wypuściłam dech, który wstrzymywałam i z widocznym zdziwieniem przyglądałam się zmoczonemu mężczyźnie, nie mogąc wydobyć się na choć trochę siły, aby ruszyć w kierunku wyjścia. 
    - L-lucas? - zająknęłam się, patrząc na twarz mężczyzny, którego poznałam niespełna pół roku temu.  


____________________
I takie wielkie BUM! :)
Tak, o to mi ciągle chodziło. Jak się cieszę, że nikt się nie skminił wcześniej na ten temat - dawałam Wam nawet poszlaki, kochani! :D
Ale cóż... W połowie się rozwiązało :) 
No i jak się spodobało?
Prosiłabym o szczere komentarze. I jeśli macie jakieś uwagi, piszcie śmiało! :D
Pozdrawiam
Aleksji